Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, choć od kilku lat tworzą jedną z najlepszych deblowych par w tenisowym świecie, nie mają szczęścia do turniejów wielkoszlemowych. Najlepsze wyniki osiągnęli w Australian Open - półfinał w 2006 i ćwierćfinał w 2009 roku. Jednak w Roland Garros i US Open nigdy nie przebrnęli trzeciej, a w Wimbledonie drugiej rundy. Ten rok ma być pod tym względem przełomowy. Pierwszą okazją do poprawienia dorobku będzie rozpoczynający się w niedziele French Open. Sezon tenisowy już prawie na półmetku. Jak oceniają panowie jego pierwszą część? Mariusz Fyrstenberg: - Dosyć średnio, ale moim zdaniem mimo wszystko gramy jednak lepiej niż w zeszłym roku. Ogrywamy najlepsze pary na świecie, czego nie było wcześniej, jednak z drugiej strony przegrywamy też z teoretycznie słabszymi rywalami. Pracujemy teraz nad tym, by być solidną parą i nie schodzić poniżej pewnego poziomu. Zbliża się drugi w tym roku wielkoszlemowy turniej - Roland Garros. Jakie mają panowie oczekiwania? Marcin Matkowski: - Nasz plan minimum to ćwierćfinał. Nigdy nie udało nam się w nim grać (najlepszy występ to trzecia runda w 2004 roku, przyp. PAP). Nie ma sensu mieć mniejszych planów. Jedziemy tam by wygrać co najmniej trzy mecze. Jak będzie to się okaże, ale ostatnie wyniki nie były złe. Cel na ten rok? Matkowski: - Jak najlepsze występy we wszystkich turniejach wielkoszlemowych i oczywiście zapewnienie sobie udziału w turnieju Masters, który kończy sezon. Mam nadzieję, że na koniec roku będziemy w piątce rankingu najlepszych par. Na razie jesteśmy na ósmym miejscu, więc przed nami dużo grania. Pięć dni po zakończeniu Roland Garros rozpoczynają się piłkarskie mistrzostwa świata w RPA. Komu będą panowie kibicować? Fyrstenberg: - Ponieważ Polaków w nich nie ma, chciałbym aby Anglicy w końcu wygrali. Matkowski: - Będę wspierał Anglików i Hiszpanów. Rozmawiał: Wojciech Kruk-Pielesiak