W sumie już po losowaniu turniejowej drabinki wiadomo było, że jeśli pomyślne wiatry popchną żagle najwyżej rozstawionych tenisistów, to w półfinale szykuje się szlagier. Z niemal stuprocentową skutecznością można było typować, że po jednej stronie siatki w najbliższy piątek stanie Nadal. Tenisista z Majorki w tym sezonie, który w niedzielę skończył 31 lat, już w kwietniu zapisał na swoim koncie "małą decimę", gdy po raz dziesiąty zwyciężył na ziemnej nawierzchni w Monte Carlo, w turnieju rangi ATP Masters 1000. Od razu zaczęło się wtedy mówić i pisać o tym, że podobny sukces Rafa może odnieść w Paryżu, gdzie nie miał sobie równych w latach 2005-2008 i 2010-2014. Dwa poprzednie występy w stolicy Francji nie wypadły okazale w wykonaniu Hiszpana. Przed dwoma laty odpadł tu bowiem w ćwierćfinale z Serbem Novakiem Djokoviciem, a w ostatniej edycji oddał walkowerem mecz trzeciej rundy, z powodu kontuzji nadgarstka, który z trudem wyleczył przed sierpniowymi igrzyskami w Rio de Janeiro. Pierwsze niepowodzenie odnotował w 2009 roku, gdy w czwartej rundzie pokonał go Szwed Robin Soederling. - To oczywiste, że pamiętam każdy przegrany mecz na tych kortach. Nie było ich zbyt wiele. Nie pamiętam za to wielu wygranych meczów, szczególnie z początkowych rund. Wiadomo, że najlepiej zapamiętuje się finały. Liczę, że przede mną dziesiąty taki w Paryżu - powiedział Nadal. W tym roku Nadal gra po raz 13. w Rolandzie Garrosie, a biorąc pod uwagę przesądy, to półfinał choć może nie jest jeszcze tym wymarzonym wynikiem, to jednak raczej nie można mówić o pechowej trzynastce. Tym bardziej, że przed kolejnym meczem los okazał się wyjątkowo sprzyjający. Rozstawiony z numerem czwartym Rafa miał się spotkać we wtorek wieczorem z rodakiem Pablem Carreno-Bustą (20.). W wyniku opadów deszczu pojedynek ten przełożono na środę, na godzinę 11. Mógł to być to prawdziwy szczęśliwy los dla kibiców, którzy mieli wykupione bilety na kort centralny im. Philippe’a Chatriera, bo mogli w tej samej cenie obejrzeć nie dwa, lecz trzy mecze i to jeden z udziałem samego "króla ziemi". Okazało się jednak, że to spotkanie trwało dość krótko, bowiem gdy Nadal prowadził 6:2, 2:0, jego rywal skreczował w wyniku kontuzji. Już w końcówce pierwszego seta skorzystał z dłuższej przerwy medycznej. W efekcie po 50 minutach gry obaj zeszli z kortu. - Nie lubię, kiedy moje mecze się rozstrzygają w ten sposób, bo wtedy do końca nie mogę być usatysfakcjonowany ze zwycięstwa. Oczywiście w tej fazie Wielkiego Szlema ważne jest zachowanie jak najwięcej sił na decydujące mecze, ale wolałbym dograć mecz do końca - powiedział na konferencji prasowej dziewięciokrotny triumfator tej imprezy, który w 13 startach w Rolandzie Garrosie wygrał już 77 mecze, a przegrał tylko dwa, co daje skuteczność na poziomie około 98 procent. Nadal imponuje też bilansem tegorocznych meczów na ziemnej nawierzchni, bo wiem odniósł już 23. zwycięstwo. Dzięki temu prowadzi w rankingu najlepszych tenisistów sezonu ATP Race to London, który wyłoni ośmiu uczestników listopadowego ATP World Tour Finals w londyńskiej O2 Arena. Nie dziwi więc, że jest niemal murowanym kandydatem do wzięcia w niedzielę do rak okazałego Pucharu Muszkieterów. W obecnym sezonie na "cegle" tylko raz musiał przełknąć gorycz porażki, a przegrał w maju w ćwierćfinale imprezy ATP Masters 1000 w Rymie. W piątek Hiszpan będzie miał okazję zrewanżować się Thiemowi za tamtą porażkę 3:6, 4:6. Austriak tydzień wcześniej zwyciężył w imprezie tej samej rangi na "ziemi" w Madrycie. Jednak naprawdę wielki wynik zapisał na swoim koncie w środę, eliminując w paryskim ćwierćfinale Djokovicia, aktualnego wicelidera rankingu ATP World Tour. Przed rokiem Serb triumfował w Paryżu i był bliski skompletowania nieklasycznego Wielkiego Szlema (nie w jednym roku), ale miesiąc później odpadł nieoczekiwanie w trzeciej rundzie Wimbledonu. W styczniu Serb pożegnał się już w pierwszej rundzie wielkoszlemowego Australian Open, a niepowodzenie w Paryżu i utrata 1300 punktów kosztować go będzie spadek na ósme lub dziewiąte miejsce na świecie. Przed środą Thiem miał bilans pojedynków z Djokoviciem 0-5, a na kortach ziemnych 0-2, bo przegrał z nim przed miesiącem w półfinale w Rzymie, a także w tej samej fazie w ubiegłorocznym Roland Garros. Jeszcze bardziej imponujący był styl, w jakim tego dokonał i wynik, szczególnie w trzecim secie - 7:6 (7-5), 6:3, 6:0. - Jeszcze nie ochłonąłem, nie da się ukryć, że coś takiego podnosi adrenalinę do najwyższych poziomów. Ale żyję, oddycham, powoli dochodzę do siebie i wierzę, że do piątku będę gotowy na walkę z Rafą. To dopiero będzie mecz, zapraszam was wszystkich na kort Philippe’a Chatriera za dwa dni. Warto przyjść, a jak się wam nie spodoba, to zwrócę wam za bilety - żartował na konferencji prasowej Theim. 24-latek z Austrii jest prawdziwym objawieniem ostatnich dwóch sezonów, w których na dobre wdarł się do czołowej dziesiątki rankingu ATP World Tour. Jest w nim obecnie siódmy. Na razie bronił punkty za zeszłoroczny półfinał, ale niezależnie od dalszych wyników znajdzie się na pewno przed Djokoviciem. Wieczorem wyłoniona zostanie para półfinalistów w górnej części drabinki. Znajdą się w niej zwycięzcy pojedynków Szwajcara Stana Wawrinki (3.) z Chorwatem Marinem Cziliciem (7.) oraz Japończyka Kei Nishikori (8.) ze Szkotem Andym Murrayem (1.), który za miesiąc w Wimbledonie będzie bronił tytułu wywalczonego przed rokiem. Z Paryża: Tomasz Dobiecki