Kubot i Peya wygrali po południu z Pablem Cuevasem z Urugwaju i Hiszpanem Marcelem Granollersem 6:1, 6:4. W półfinale ich rywalami będą Amerykańcy bliźniacy Bob i Mike Bryanowie (5.), którzy wyeliminowali w środę Marcina Matkowskiego i Leandera Paesa z Indii (16.) 7:6 (14-12), 6:3. - Wiadomo, że porażka z Bryanami to żaden wstyd, bo to najlepszy debel w historii, ale zostaje niedosyt. Szczególnie przez pierwszego seta, w właściwie tie-break, który przegraliśmy, choć mieliśmy tam cztery setbole. Owszem przy dwóch z nich zawiódł mnie forhend, ale to nie był największy problem. Przy innym setbolu Bob odruchowo z zamkniętymi oczami przystawił rakietę do woleja i piłka przeleciała między nami i wylądowała w korcie. Cóż zdarza się. Gdybyśmy wygrali tego seta, to ten mecz mógłby się zakończyć inaczej - powiedział Matkowski. Głównym punktem planu gier w 11. dniu Rolanda Garrosa 2016 był trzeci pojedynek wyznaczony na korcie centralnym im. Philippe’a Chatriera pomiędzy Gasquetem a Murrayem, którego pierwsze dwa sety oglądał niemal komplet publiczności (trybuny mogą pomieścić 10 tysięcy widzów). Było to bardzo ciekawe tenisowe widowisko, właściwie swoista bitwa do ostatniej, bo - zdecydowanie nie pierwszej - krwi, czyli sportowy akt wojny stuletniej, która do dzisiaj jest najlepszym symbolem szczerej sympatii, jaką obdarzają się była monarchia francuska i Królestwo Wielkiej Brytanii. Mniej górnolotnie, po prostu mecz ćwierćfinału Rolanda Garrosa, w którym ostatni Francuz, Gasquet, w męskiej drabince w singlu, rozgrzał do czerwoności paryską widownię, tocząc heroiczny bój ze Szkotem Murrayem, wiceliderem rankingu ATP World Tour. Czerwcowa batalia toczyła się na nieco grząskiej francuskiej "ziemi", która z trudem przyjęła nadmiar deszczu, który nawiedził Paryż ciągu poprzednich dwóch dni turnieju, całkowicie uniemożliwiając grę w tenisa w poniedziałek i mocno redukując plan gier na wtorek. Pierwszą bitwę wygrał Gasquet, ku uciesze tłumu skandującego głośno "Allez les Blues!", zdobywając seta 7:5. W drugim starciu lepszy okazał się przedstawiciel Szkocji, która ostatnio nieco wyciszyła swoje ciągoty do usamodzielnienia od królowej Elżbiety II. Murray dokonał tego jednak dopiero w tie-breaku, rozstrzygając go na swoją korzyść wynikiem 7-3, gdy na zegarze można było dostrzec już dwie godziny i 20 minut gry. Trzecia odsłona konfliktu obnażyła jednak niedostatki Gasqueta, który zbyt często oddawał rywalowi inicjatywę w wymianach z głębi kortu. Tenisista pochodzący z niewielkiej miejscowości Beziers, położonej w regionie Langwedocja-Roussilion, zgubił gdzieś też precyzję, choć pojedynczymi "strzałami" potrafił przypomnieć potęgę jednoręcznego bekhendu, jednego z najlepszych na świecie. To uderzenie, z którego słynie Szwajcar Roger Federer (nie gra w Paryżu przez kontuzję), powoli zanika w tourze, wypierane przez mniej elegancki oburęczny bekhend. Tę chwilę słabości i dekoncentracji bezwzględnie wykorzystał tenisista urodzony w Dunblane, mieście położonym na szkockiej prowincji. Zwyciężył w trzecim secie zaskakująco łatwo 6:0. Czwarta bitwa na korcie centralnym była trochę bardziej emocjonująca, niż trzecia, jednak Murray od stanu 1:1 odskoczył na 5:1, a chwilę później serwując przy stanie 5:2 wykorzystał pierwszego meczbola, po trzech godzinach i 23 minutach gry. W ten sposób wyeliminował ostatniego zawodnika gospodarzy w singlowej drabince. Jedno jest pewne, za rok będzie musiał na nowo udowadniać swoją wyższość nad rzeszą francuskich graczy, którzy wciąż nie potrafią - już od ponad trzech dekad - powtórzyć przed własną widownią sukcesu Yannicka Noah, triumfatora tej imprezy z 1983 roku. Kolejnym rywalem Murraya będzie Szwajcar Stan Wawrinka (nr 3.) broniący w stolicy Francji tytułu wywalczonego przed rokiem. Pokonał on w pierwszym z paryskich ćwierćfinałów Hiszpana Alberta Ramosa-Vinolasa 6:2, 6:1, 7:6 (9-7). - Czuję się tu coraz lepiej, co widać chyba po mojej grze, a na pewno wynikach. Może pięciosetowy maraton w pierwszej rundzie nie wyglądał najlepiej, ale teraz jestem zadowolony ze swojej gry i liczę, że uda mi się powtórzyć ubiegłoroczny sukces. Myślę, że jestem na dobrej drodze, choć wiadomo, że prawdziwe góry się dla mnie zaczną teraz. Jednak wierzę, że na korcie ziemnym mam pewną przewagę nad Andym - powiedział Wawrinka. W drabince singla mężczyzn, w wyniku opóźnień spowodowanych przez dwudniowe deszcze, nie wyłoniono jeszcze półfinalistów w górnej połówce drabinki. Tam rozgrywano dopiero pojedynki w czwartej rundzie. W parach ćwierćfinałowych wyłonionych w środę spotkają się tam: ubiegłoroczny finalista Serb Novak Djoković (nr 1.) z Czechem Tomaszem Berdychem (7.) oraz Austriak Dominic Thiem (13.) z Belgiem Davidem Gofffinem (12). Przyzwoita, przede wszystkim bez opadów, pogoda w 11. dniu Rolanda Garrosa pozwolił też uzupełnić grono ćwierćfinalistek w górnej połówce singla kobiet. Tam o miejsce w półfinale będą walczyć: broniąca tytułu Amerykanka Serena Williams (1.) z Julią Putincewą z Kazachstanu oraz Holenderka Kiki Bertens ze Szwajcarką Timeą Bacsinszky (8.), która w czwartej rundzie wyeliminowała Amerykankę Venus Williams (9.) 6:2, 6:4. Wieczorem powinna zostać wyłoniona pierwsza para 1/2 finału, w dolnej połówce. Zagrają bowiem Hiszpanka Garbine Muguruza (4.) z Amerykanką Shelby Rogers oraz Australijka Samantha Stosur (21.) z Bułgarką Cwetaną Pironkową, która dzień wcześniej wyeliminowała Agnieszkę Radwańską (2.) Z Paryża Tomasz Dobiecki Ćwierćfinały gry pojedynczej mężczyzn: Andy Murray (W. Brytania, 2.) - Richard Gasquet (Francja, 9.) 5:7, 7:6 (7-3), 6:0, 6:2 Stan Wawrinka (Szwajcaria, 3.) - Albert Ramos (Hiszpania) 6:2, 6:1, 7:6 (9-7) Ćwierćfinały gry pojedynczej kobiet: Garbine Muguruza (Hiszpania, 4.) - Shelby Rogers (USA) 7:5, 6:3 Samantha Stosur (Australia, 21.) - Cwetana Pironkowa (Bułgaria) 6:4, 7:6, (8-6)