21-letnia krakowianka w decydującym secie przegrywała już ze Shuai Peng 3:5, a mimo wszystko potrafiła odwrócić losy pojedynku. Wygrała cztery kolejne gemy i całe spotkanie 7:5, chociaż przy stanie 4:5 i serwisie rywalki musiała bronić dwóch piłek meczowych. - Mogę być tylko zadowolona, bo w tym momencie zanotowałam bardzo dobre uderzenia. To było trochę dziwne, ponieważ nie byłam zdenerwowana. Czułam się wtedy bardzo dobrze i nie wiem dlaczego, bo normalnie w takich sytuacjach jestem roztrzęsiona i cały czas pod presją - stwierdziła Polka, cytowana przez oficjalną stronę turnieju. - Być może stało się tak dlatego, że nie odczuwam już żadnej presji. To była przecież czwarta runda, a ja wiedziałam, że z Peng nie będzie łatwo. Nasze spotkania zawsze były zacięte i długie. To wspaniałe uczucie, kiedy wygrywasz tak trudny pojedynek. Jestem bardzo podekscytowana, bo, podobnie jak w pierwszej rundzie, udało mi się awansować, mimo że przegrywałam w trzecim secie - dodała Isia. Rozstawiona z numerem 12. Radwańska ostatecznie po dwóch godzinach i 44 minutach pokonała Chinkę 7:5, 3:6, 7:5 i awansowała do ćwierćfinału, choć występ w Melbourne jest jej pierwszym po przerwie spowodowanej złamaniem i operacją palca u stopy. - To wprost niesamowite, czuję się naprawdę świetnie, chociaż do ostatniej chwili nie byłam pewna czy zagram w tegorocznym Australian Open. Po pierwszym meczu byłam zadowolona, że zagrałam nie czując bólu. Nawet, gdybym go przegrała i tak byłabym szczęśliwa, że nie opuściłam turnieju Wielkiego Szlema i znowu jestem w grze. Z każdą rundą czuję się coraz lepiej. W pierwszych dwóch meczach nie czułam się komfortowo na korcie, zawsze ciężko się gra po trzymiesięcznej przerwie. Teraz jestem jednak już w ćwierćfinale i z nadzieją czekam na tę fazę - mówiła krakowianka. - Zdecydowanie uważam, że przed każdym Wielkim Szlemem powinnam przechodzić jakąś operację - dodała ze śmiechem, odpowiadając na pytanie, czy w dobrym wyniku pomogła jej przerwa w grze. W meczu o półfinał krakowianka zmierzy się z rozstawioną z numerem trzy Belgijką Kim Clijsters, która potrzebowała zaledwie niecałej półtorej godziny, aby wyeliminować Rosjankę Jekaterinę Makarową. - Teraz nie jestem pod presją. Kim to wielka mistrzyni, więc nie mam nic do stracenia. Wyjdę na kort, żeby zaprezentować swój najlepszy tenis i spróbować wygrać - stwierdziła Polka. Ich mecz odbędzie się w środę. - Z Belgijką grałam, ale tylko raz i było to dawno temu, chyba cztery lata. Pamiętam, że przegrałam w Wimbledonie - dodała Isia. W 1/8 finału turnieju z 2006 roku Clijsters pokonała naszą zawodniczkę 6:2, 6:2.