- Jesteśmy zadowoleni z wyników sprzedaży biletów, która obecnie jest na poziomie ponad 20 procent - zapewniał na wtorkowej konferencji prasowej w Warszawie Marcin Śmigielski, nowy wiceprezes Polskiego Związku Tenisowego do spraw marketingu. Jednocześnie dodał, że ten rząd wielkości należy odnieść do pomniejszonej liczby siedmiu tysięcy miejsc, bowiem stałe trybuny w Ergo Arenie mogą pomieścić 9400 osób (pierwotnie PZT planowało rozbudowanie ich do 11 tysięcy). Przeliczając szybko 20 procent sprzedanych biletów, na 10 dni przed imprezą, oznacza około 1400 osób, które chcą kibicować reprezentacji Polski w "historycznym wydarzeniu dla polskiego tenisa", jak określił na konferencji mecz z Argentyną prezes PZT Jacek Muzolf. To wynik niewiele lepszy od frekwencji z dwóch poprzednich występów Polaków przed własną widownią w ramach rozgrywek o Puchar Davisa. W lipcu 2015 roku w szczecińskiej hali Azoty Arena zwycięstwo nad Ukrainą oglądało każdego dnia około 1000 osób. Natomiast podczas wrześniowego barażu o awans do Grupy Światowej ze Słowacją po blisko 1200 widzów. W sumie trudno zrozumieć słowa wiceprezesa Śmigielskiego: "jesteśmy zadowoleni z wyników sprzedaży biletów", skoro w ostatnią niedzielę finał challengera ATP - Wrocław Open oglądało na trybunach Hali Orbita prawie 2500 kibiców. Wart przytoczenia jest też komplet 3500 widzów na wrześniowym finale innego challengera ATP - Pekao Szczecin Open, gdy na korcie grali 80. w rankingu ATP World Tour Niemiec Jan-Lennard Struff z 417. na świecie Ukraińcem Artemem Smirnofem. Dokładnie tego samego dnia w Gdynia Arena decydującą walkę Jerzego Janowicza i Michała Przysiężnego o awans do Grupy Światowej Pucharu Davisa oglądało niespełna 1200 osób. Dziwi poziom zadowolenia zarządu PZT i obwieszczanie już dziś "sukcesu organizacyjnego", bo chyba należy raczej mówić próbie zamaskowania słabej frekwencji w Ergo Arenie. Gdański obiekt cieszy się stale dużym obłożeniem trybun zarówno podczas imprez sportowych, jak i koncertów muzycznych. W poprzedni weekend ligowy mecz w siatkówce oglądało tam 7,5 tysiąca widzów. A podczas styczniowych mistrzostw Europy Piłkarzy ręcznych - EHF EURO 2016 na każdy z trzech dni meczowych sprzedano komplet biletów (przy trybunach rozstawionych na 9 400 miejsc), choć nie grała tam reprezentacja Polski. - Będziemy się starać sadzać widzów w pierwszej kolejności w sektorach najbliżej kortu, a dopiero w następnej kolejności będziemy uruchamiać bardziej oddalone sektory - powiedział na konferencji prasowej wiceprezes PZT Śmigielski. Przypomina to taktykę zamiatania niewygodnych faktów pod dywan, zamiast szukania rozwiązań, które przyciągną na mecze tenisowej reprezentacji Polski większą liczbę kibiców. Problem jednak istnieje, tym bardziej, że na horyzoncie jest zbliżający się wielkimi krokami baraż w kobiecej rywalizacji Fed Cup. W dniach 16-17 kwietnia Polki będą w nim walczyć z drużyną Tajwanu o utrzymanie w Grupie Światowej II. Na niespełna dwa miesiące przed tym spotkaniem wciąż nie zapadła ostateczna decyzja o tym, gdzie się odbędzie. A przecież już należałoby zacząć sprzedaż biletów. Czy za półtora miesiąca na podobnej konferencji prasowej, ale przed Fed Cup, również zza stołu prezydialnego padną słowa świadczące o zadowoleniu PZT z dość niskiego poziomu sprzedaży biletów, być może również na poziomie zaledwie 20 procent? Tajwan nie wydaje się na tyle atrakcyjnym przeciwnikiem, żeby publiczność tłumnie ruszyła po bilety. A i wstępnie anonsowana gra Agnieszki Radwańskiej w reprezentacji może nie być wystarczającym magnesem. Tym bardziej, że w tygodniu bezpośrednio poprzedzającym Fed Cup Radwańska wystartuje w turnieju WTA Katowice Open w "Spodku". *Tomasz Dobiecki * - Autor jest ekspertem tenisowym Interii, wcześniej pracował w Polskiej Agencji Prasowej. Współpracował z poprzednim zarządem PZT, m.in. przy organizacji meczu Fed Cup Polska - Rosja, na który Kraków Arena zapełniała się 15 tys. kibiców.