- To słuszna decyzja, choć ma też drobne minusy. Sezon trwa zbyt długo, co widać w turnieju masters, gdzie wszyscy raczej już myślą o wakacjach, niż o grze na najwyższych obrotach. Szczególnie zmęczenie wychodzi u tych, którzy o miejsce w nim walczyli do samego końca - powiedział Fyrstenberg, który z Matkowskim sezon zakończył dopiero 27 listopada. Polski debel po raz czwarty wystąpił w kończącym sezon ATP World Tour Finals z udziałem ośmiu najlepszych tenisistów i ośmiu par świata. W londyńskiej O2 Arena z kompletem trzech zwycięstw wyszli z grupy, ale później odpadli w półfinale. - Z drugiej strony skrócenie kalendarza to mniej czasu do tego, żeby zakwalifikować się do mastersa. Mnie i Marcinowi najlepiej zawsze się gra właśnie na jesieni, więc w sumie trochę na tym stracimy - uważa Fyrstenberg. - To znaczy, że będziemy musieli się bardziej mobilizować w pierwszej połowie sezonu i wcześniej zapewnić sobie wysoką pozycję w rankingu. To pozwoli nam ze spokojem czekać na finałowy turniej, a nie gonić za punktami tydzień w tydzień do samego końca - dodał Matkowski. Polacy grali w turnieju Masters Cup w Szanghaju w 2006 i 2008 roku oraz w ostatnich dwóch sezonach po jego przeprowadzce do Londynu i zmianie nazwy na ATP World Tour Finals. Za każdym razem kwalifikację zdobywali podczas ostatniej imprezy przed mastersem w paryskiej hali Bercy. - Klucz do sukcesu jest prosty. Musimy trochę lepiej grać w Wielkim Szlemie i unikać głupich wpadek w turniejach ATP Masters 1000, a punkty przyjdą same. Wtedy będziemy mogli rzadziej grać w małych turniejach, albo traktować je bardziej treningowo, a nie jako możliwość odrabiania strat - uważa Matkowski. Skrócenie kalendarza od 2012 roku możliwe będzie dzięki przesunięciu terminów czterech turniejów oraz rezygnacji z wolnego tygodnia między rywalizacją w hali Bercy, a mastersem. Dzięki temu tenisiści będą mogli udać się na wypoczynek już w połowie listopada. - Lato to dla nas środek sezonu i to raczej "gorący". Od lipca do połowy września gramy w Ameryce, aż do US Open i wtedy nie ma czasu na odpoczynek. Miałem w tym roku w lipcu i sierpniu trochę przymusowy urlop, bo przez sześć tygodni nie mogłem grać przez kontuzję stopy. To nie było niestety przyjemne i nawet przez chwilę ni myślałem o wakacjach, tylko chciałem jak najszybciej wrócić na kort - powiedział Łukasz Kubot, który zakończył sezon na 70. miejscu w singlu i dziesiąty w deblu, najwyżej ze wszystkich Polaków. - Decydując się na uprawianie tenisa, wiedziałem co wybieram, czyli także krótkie wakacje w listopadzie. Najczęściej wtedy na tydzień, najwyżej dziesięć dni, gdzieś się wybieram i wyłączam telefon, żeby mieć całkowity spokój. Jak tylko uda mi się +zresetować+ od razu zaczynam przygotowania do nowego sezonu. Nawet na wakacjach nie leżę bykiem na plaży, tylko dbam o kondycję fizyczną, choć bez rakiety. Biegam, gram w piłkę czy siatkówkę. Dla mnie to jest relaks - dodał. W tym roku Kubot z Austriakiem Oliverem Marachem po raz drugi z rzędu wystąpili w ATP World Tour Finals. Po dwóch słabych meczach stracili szanse na wyjście z niej, ale sezon zakończyli pokonując Kanadyjczyka Daniela Nestora i Serba Nenada Zimonjicia. Była to ostatnia porażka pary numer dwa na świecie, która triumfowała potem w mastersie. W przyszłym roku Nestor będzie występował z Białorusinem Maksem Mirnym, a Zimonic z Francuzem Michaelem Llodrą. - Wyraźnie mieliśmy zadyszkę po długim i bardzo ciężkim sezonie, w którym łączyłem debla z grą w singlu. Tym bardziej cieszę się ze skrócenia kalendarza, bo dłuższe wakacje dadzą mi więcej czasu na zregenerowanie się i zbudowanie kondycji na kolejny rok. Nie jestem już zbyt młodym zawodnikiem, a z wiekiem na odzyskanie sił i zbudowanie kondycji potrzeba więcej czasu - powiedział 28-letni Kubot.