- Wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak zakładaliśmy. Wciąż wszystko się tu może zdarzyć. Nie będzie jednak łatwo, bo o ile dzisiaj pięciotysięczne trybuny były wypełnione w 80, najwyżej 85 procentach, o tyle na weekend nie ma już biletów w kasach - powiedział Szymanik. - Jutro i w niedzielę w hali będzie bardzo gorąca atmosfera, ale przymiarkę mieliśmy już dzisiaj, bo doping był naprawdę porządny. Czy pomoże gospodarzom, nie jest wcale pewne, bo oni czują ogromną presję kibiców, natomiast my nie mamy nic do stracenia - dodał. W piątek prowadzenie 1:0 Brytyjczykom zapewnił Andy Murray, trzeci tenisista w rankingu ATP World Tour, pokonując Michała Przysiężnego 6:4, 6:2, 6:4, sklasyfikowanego obecnie na 678. miejscu na świecie. - Michał całkiem nieźle się spisał, bo nie ukrywajmy, gra przeciwko zawodnikowi z najlepszej piątki ATP to naprawdę bardzo trudne zadanie. To było widać, bo ktoś niżej notowany pewnie w taki niesamowity sposób nie odbierałby niektórych zagrań Michała. Murray genialnie porusza się na korcie i jest naprawdę mocny - powiedział Szymanik. - Nie jestem do końca zadowolony, bo Michał nie wykorzystał kilku szans, no i sam pozwolił się też przełamać w każdym secie. Szkoda, bo w pierwszym miał do dyspozycji dwa break pointy, a w trzecim dwa kolejne, ale je zmarnował. Myślę jednak, że jest w wystarczająco dobrej formie, żeby w niedzielę grać w piątym, miejmy nadzieję decydującym meczu - dodał. W drugim piątkowym pojedynku Jerzy Janowicz bez większych problemów pokonał Daniela Evansa 6:3, 6:3, 7:6 (7-5) i wyrównał stan spotkania na 1:1. - Jerzyk wytrzymał presję, choć parę razy się ciut pogubił, no i przegrał w każdym secie raz swój serwis. Potrafił jednak odrobić straty i zachował kontrolę nad meczem. Tylko w trzecim secie zrobiło się trochę nerwowo, bo gra była bardzo wyrównana, ale skończyło się szczęśliwie dla nas - powiedział Szymanik. W decydującym tie-breaka Polak prowadził już 4:1 i 5:2, zanim rozstrzygnął go przy pierwszym meczbolu wynikiem 7:5. W sobotniej grze podwójnej z Rossem Hutchinsem ma wystąpić Murray, ale ponieważ trzeci tenisista świata zmaga się z kontuzją nadgarstka, może zwolnić miejsce Colinowi Flemingowi. Po drugiej stronie siatki stanie jedenasty debel obecnego sezonu: Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski. - Biorąc pod uwagę pięciotysięczną widownię przeciwko nam, to raczej należy się spodziewać ciężkiego meczu, ale jestem optymistą i wierzę w wygraną Mariusza i Marcina, bo to stały debel. Ich rywale, w jakiejkolwiek konfiguracji zagrają, to będzie para kombinowana, stworzona na ten konkretny mecz, więc powinni być do ogrania - ocenia Szymanik. W niedzielę odbędą się rewanżowe pojedynki w singlu, w których najpierw wystąpią Murray i Janowicz, a następnie Evans i Przysiężny. - Nie lubię spekulować, ale jeśli wygramy debla, to i tak raczej na pewno Murray wyrówna na 2:2. No chyba, że Jerzykowi uda się znaleźć jakiś sposób na niego i jego osłabiony nadgarstek. Zresztą Andy narzekał dziś na ból ręki w trakcie meczu i po nim, więc na pewno jest to dość uciążliwa kontuzja - powiedział Szymanik. - Przy stanie 2:2 możliwe jest każde rozwiązanie i na pewno nie zabraknie emocji. Biorąc pod uwagę, jak dzisiaj Michał spisywał się w meczu z Murrayem, to jestem dobrej myśli. Jestem przekonany, że wykorzysta szansę i rozegra jeden z najlepszych meczów w karierze. W tenisie Evansa nie ma nic szczególnego, a Michała stać na odrobinę szaleństwa. Może się okazać, że pomoże mu trochę widownia, bo to rywal będzie postawiony pod ścianą. Na razie jednak mamy do wygrania debla i na nim się koncentrujemy - dodał kapitan polskiej drużyny. Zwycięzca spotkania na twardym korcie o nawierzchni typu greenset w Echo Arena w Liverpoolu będzie w przyszłym roku grał nadal w Grupie I, a porażka oznacza spadek do Grupy II Strefy Euroafrykańskiej, z której Polacy wyszli w 2007 roku.