W pierwszym półfinale Hanescu pokonał Francuza Jonathana Dasnieresa de Veigy 6:3, 6:4. - To był zdecydowanie mój najlepszy mecz w turnieju. Pokazałem swój najlepszy tenis i cieszę się, że wygrałem go w dwóch setach. Jonathan świetnie biega i ma niesamowitą kondycję, więc gdyby doszło do trzeciego, to mogłoby być ciężko - powiedział 31-letni tenisista z Bukaresztu, obecnie 80. w rankingu ATP World Tour. Rumun w lipcu 2009 roku osiągnął najwyższą - 26. pozycję w karierze. Zresztą już przez kilka lat jest sklasyfikowany w pierwsze setce, a wypadał z niej kilkakrotnie na krótko w wyniku przerw spowodowanych kontuzjami. Ma 198 centymetry wzrostu, co pomaga mu przy serwisie. Jego wizytówką jest jednak klasyczny jednoręczny bekhend. - Wzorem do naśladowania był dla mnie zawsze Pete Sampras. Bardzo mi się podobała jego gra i zawsze starałem się go naśladować na korcie. No i jeszcze był oczywiście Ilie Nastase, jedyny lider rankingu ATP w Rumunii. Dorastałem w Rumunii i tam trenowałem od dziecka, a każdy kto w Rumunii gra w tenisa jest, siłą rzeczy, trochę wpatrzony w Nastase - powiedział Hanescu. - Niestety, ale mogę za bardzo zrozumieć, czemu nasi wielcy mistrzowie - Nastase i Ion Tiriac, nie pomagają w niczym młodym zawodnikom, ani nawet nie współpracują w żaden sposób z narodową federacją. Oczywiście futbol jest u nas sportem numerem jeden, ale po nim tenis jest jedną z najpopularniejszych dyscyplin. Tylko, że za tym zainteresowaniem nie idą pieniądze od sponsorów. Od kilku lat jestem u nas w kraju numerem jeden, ale nigdy nie mogłem liczyć na wsparcie federacji czy lokalnych sponsorów - dodał. Hanescu nie zamierza jednak iść drogą utytułowanych rodaków i chce, być może jeszcze przed zakończeniem kariery, otworzyć akademię tenisową w rodzinnym Bukareszcie. - Decyzję o tym już podjąłem jakiś czas temu i to zrealizuję. Obecnie szukam odpowiedniego klubu tenisowego w naszej stolicy - podkreślił Rumun. W drugim sobotnim pojedynku Cervantes pokonał Ukraińca Iwana Siergiejewa 7:5, 6:3. Mecz na blisko półtorej godziny przerwały ulewne opady deszczu, przy stanie 2:2 w drugim secie. Zanim tenisiści udali się do szatni, przez ponad kwadrans grali przy dość intensywnej mżawce. Podobnie było po wznowieniu rywalizacji. - Warunki były bardzo ciężkie: wiał mocny wiatr, było zimno i dość mokro. Dobrze, że udało się dość szybko skończyć mecz, bo nie mam zbyt dużo czasu na regenerację i przygotowanie do finału. Czeka mnie trudne zadanie, bo z tego, co się dowiedziałem wczoraj, nigdy tu nie udało się zwyciężyć żadnemu Hiszpanowi. Mam nadzieję więc, że będę pierwszym - powiedział Cervantes. W poprzednich 19 edycjach sześciokrotnie tenisiści z Półwyspu Iberyjskiego dochodzili w Szczecinie do finału, jednak żadnemu nie udało się triumfować. - To miasto jest jak na razie dla mnie szczęśliwe, bo po raz pierwszy w karierze zagram w finale challengera. Dotychczas trzykrotnie odpadałem w półfinałach, ale challengerów niższej rangi. Być może uda mi się tu przełamać złą passę moich rodaków - powiedział Cervantes, pochodzący z Krainy Basków, syn Manuela, byłego bramkarza piłkarskich klubów m.in. Realu Sociedad, Murci i Realu Betisu Sewilla. - Długo jako młody chłopak grałem także w piłkę, ale jak miałem jakieś 15 lat dostałem ciekawą propozycję od klubu tenisowego z Barcelony i na dobre postanowiłem na ten sport. Nie jestem potomkiem znanego pisarza Miguela, choć faktycznie nazwisko Cervantes jest w Hiszpanii rzadko spotykane - dodał. Na godzinę 19.00 zaplanowano finał gry podwójnej z Tomaszem Bednarkiem i Mateuszem Kowalczykiem (nr 2.). Rywalami triumfatorów tej imprezy z 2009 roku będą Niemcy Andre Begemann i Martin Emmrich (1.). Wyniki spotkań 1/2 finały gry pojedynczej: Victor Hanescu (Rumunia, 5.) - Jonathan Dasnieres de Veigy (Francja) 6:3, 6:4 Inigo Cervantes (Hiszpania) - Iwan Siergiejew (Ukraina) 7:5, 6:3