Bohaterem dnia dla paryskiej widowni był w poniedziałek Stephane Robert, obecnie 140. w rankingu ATP World Tour. 30-letni już zawodnik pochodzący z niewielkiego Montargis, najwyżej był numerem 61. na świecie, zarobił niewiele ponad pół miliona dolarów. W sześciu poprzednich startach w Wielkim Szlemie tylko raz zdołał przejść rundę - w Australian Open w 2010 roku. W poniedziałek sprawił jak dotychczas największą niespodziankę w turnieju, eliminując po trzech godzinach i 23 minutach wyrównanej walki rozstawionego z numerem szóstym Czecha Thomasa Berdycha 3:6, 3:6, 6:2, 6:2, 9:7. Grali na korcie numer dwa połączonym z "trójką", gdzie po południu start w turnieju rozpoczęła Agnieszka Radwańska. Rozstawiona z dwunastką Polka pokonała Austriaczkę Patricię Mayr-Achleitner 6:1, 6:2, w ciągu równej godziny. Przez cały pierwszy set i większość drugiego ich zmaganiom towarzyszył ogłuszający doping francuskich kibiców wspierających Roberta przeciwko Berdychowi. Często też donośne buczenie przy wygrywających uderzeniach Czecha, albo spornych piłkach. "Chyba organizatorzy powinni tak układać plan gier, żeby na tych dwóch kortach grali jednocześnie dwaj Francuzi. Wtedy to zachowanie by nikomu nie przeszkadzało. Jednak dzisiaj chwilami było naprawdę ciężko się skoncentrować, bo hałasy pojawiały się w trakcie ważnych wymian, często nieoczekiwanie. To wybija z rytmu i jest uciążliwe, czasem nawet aż za bardzo, jak dzisiaj. Na szczęście udało mi się jakoś to przetrzymać i wygrać mecz w ciągu godziny" - stwierdziła Radwańska, która w drugiej rundzie trafi na Sanię Mirzę z Indii. Trybuny pękały w szwach i huczały również na stadionie im. Suzane Lenglen, gdzie awans wywalczyli dwaj inni Francuzi: Gael Monfils (9.) wygrywając z Niemcem Bjoernem Phauem 4:6, 6:3, 7:5, 6:0 oraz Richard Gasquet (13.) pokonując Czecha Radka Stepanka 7:5, 6:3, 6:0. Oczekiwania publiczności zawiódł w poniedziałek jedynie Michael Llodra, który przegrał z Belgiem Stevem Darcisem 7:6 (7-5), 3:6, 3:6, 3:6. Francuscy tenisiści mogą na paryskich kortach liczyć nie tylko na wsparcie kibiców, ale i cichą pomoc sędziów, który zwyczajowo nie wywołują na przykład błędów stóp przy serwisie. Czasem przekroczenie linii głównej przy podaniu pozwala skierować piłkę tuż nad taśmą w sam róg kara serwisowego. "Jest to trochę niesprawiedliwe, czasem nawet bardzo krzywdzące, ale tak już to jest. Wszyscy to wiedzą, czasem krytykują, ale to nie zmienia faktu, że reprezentanci gospodarzy w Roland Garros są traktowani pobłażliwie. Widać ten naród tak ma. Zresztą jak się pójdzie do restauracji czy kawiarni, to czasem z trudem udaje się ściągnąć wzrokiem kelnera do stolika. To Francja i Paryż, z tym się nie wygra. To nie to, co Australia, czy USA, gdzie ludzie są życzliwi, przyjaźnie nastawieni do wszystkich. To zupełnie różne światy" - powiedział ojciec i trener krakowskiej tenisistki Robert Radwański. W rywalizacji mężczyzn na poniedziałek wyznaczono pierwsze pojedynki trzech z czterech znajdujących się w drabince triumfatorów turniejów wielkoszlemowych. Najbardziej utytułowany z nich, posiadacz 16 tytułów, Szwajcar Roger Federer (nr 3.) pewnie uporał się z Hiszpanem Feliciano Lopezem 6:3, 6:4, 7:6 (7-3). Trochę więcej pracy w awans musiał włożyć triumfator US Open 2009 - Juan Martin del Potro (nr 25.), który nie bez trudu ograł Chorwata Ivo Karlovica 6:7 (7-9), 6:3, 7:5, 6:4. Najwięcej powodów do dumy miał za to Serb Novak Djokovic (2.), który błyskawicznie pokonał Holendra Thiemo de Bakkera 6:2, 6:1, 6:3. W ten sposób tenisista z Belgradu przedłużył serię wygranych meczów do 40, a do 38 od początku roku.