W pierwszym secie kluczowe dla Amerykanów było przełamanie serwisu Kubota w drugim gemie. Przewagę jednego "breaka" utrzymali do końca. Natomiast w drugiej partii obie pary utrzymywały konsekwentnie swoje podania i doszło do tie-breaka. W decydującej rozgrywce Lipsky i Rajeev wykorzystali pierwszą piłkę meczową po godzinie i 33 minutach gry. - Miałem dzisiaj słabszy dzień, przede wszystkim słabiej returnowałem. Przeciwnicy za to bardzo dobrze serwowali i świetnie grali przy siatce, czym wywierali na nas presję. My dzisiaj nie mieliśmy żadnego uderzenia, którym moglibyśmy zdobywać łatwe punkty. No i nie mogliśmy złapać rytmu, bo do tego potrzebujemy dłuższych wymian. Cóż wczorajszy długi mecz był bardzo wyczerpujący fizycznie i psychicznie, więc na pewno miał jakiś wpływ na moją grę dzisiaj. Ale w sumie jednak czułem się dziś dość dobrze, lepiej niż bym się spodziewał - powiedział Kubot, który występuje w Paryżu także w singlu. Do turnieju głównego przebił się przez trzy rundy eliminacji. Natomiast we wtorek tenisista sklasyfikowany na 122. miejscu w rankingu ATP World Tour sprawił sporą niespodziankę eliminując rozstawionego z numerem 11. Hiszpana Nicolasa Almagro 3:6, 2:6, 7:6 (7-3), 7:6 (7-5), 6:4. W czwartek na jego drodze stanie Argentyńczyk Carlos Berlocq, 63. na świecie. Polak pokonał go dwa razy w trzech dotychczasowych spotkaniach. - Szkoda porażki w deblu, bo stracimy z Oliverem trochę punktów. Przed rokiem byliśmy tu przecież w ćwierćfinale. Ale trudno, raz się wygrywa, raz przegrywa. Teraz koncentruję się na występie w singlu, bo muszę jutro zagrać jak najlepszy tenis. Dla mnie korzystniej byłoby, gdyby było sucho i słonecznie, ale zapowiadają załamanie pogody. Mokry kort i cięższe przez to piłki spowalnią grę, a to będzie sprzyjać jemu. Na pewno muszę zagrać agresywnie i dużo chodzić to siatki, w sumie dość podobnie jak z Almagro - powiedział Kubot. - Chyba mogę powiedzieć, że jestem w formie, skoro wygrałem tu już cztery mecze. Nie wiem tylko do końca, czy wcześniejsza gra w eliminacjach pomaga mi, czy też wyjdzie w pewnym momencie zmęczenie. Przyleciałem do Paryża prosto z Rzymu, gdzie z Oliverem doszliśmy do półfinału. Dość późno, bo właściwie na dzień przed startem kwalifikacji, w których zawodnicy walczą o wszystko, nie odpuszczają żadnej piłki. Tam są zawsze najcięższe mecze - dodał. Od trzech lat Kubot skutecznie łączy grę w singlu, w którym był już sklasyfikowany na 41. miejscu na świecie, z deblem. Z Marachem w ostatnich dwóch sezonach kwalifikowali się jako jedna z ośmiu par do turnieju ATP World Tour Finals w hali O2 Arena w Londynie. - Nigdy nie zastanawiam się co jest ważniejsze. Dzięki dobrym wynikom w deblu poprawiłem swoje osiągnięcia w singlu i na odwrót. Dlatego zamierzam się nadal koncentrować na obydwu rzeczach, bo nigdy nie wiadomo jak się to w życiu ułoży. Dzisiaj mnie i Oliverowi nie wyszło, ale takie porażki się zdarzają i trzeba iść dalej. Być może, jak sporo spadnę w rankingu singlowym, to będę więcej grać wtedy w deblu, ale na razie nie myślę o tym - powiedział tenisista z Lubina. W Paryżu wciąż wszyscy zastanawiają się, czy Roland Garros po raz szósty wygra Hiszpan Rafael Nadal, czy też niepokonany w tym roku Serb Novak Djoković. - Moim cichym faworytem jest Roger Federer, bo sprzyjają mu szybkie piłki, którymi w tym roku gramy. Owszem nie można nikogo lekceważyć, ale dla mnie Szwajcar jest "czarnym koniem" - dodał. Wieczorem na kort nr 14. wyjdą Fyrstenberg i Matkowski, a ich rywalami będą Francuzi Julien Benneteau i Nicolas Mahut. Wynik spotkania 1. rundy gry podwójnej: Scott Lipsky, Rajeev Ram (USA) - Łukasz Kubot, Oliver Marach (Polska, Austria, 7.) 6:4, 7:6 (7-5)