- Prawdopodobnie był to najbardziej irytujący dźwięk, jaki słyszałem w całym życiu - relacjonował Jack Sock, który potrzebował zwycięstwa z Cziliciem, by zachować szansę na wyjście z grupy. Przygotowania do kluczowego pojedynku zostały jednak zaburzone niespodziewaną pobudką w środku nocy. - Z tego, co mówili pracownicy hotelu, głośność syreny zależy od tego, w którym miejscu znajduje się twój pokój. My jesteśmy zakwaterowani na drugim piętrze. Myślę, że coś się stało właśnie na drugim piętrze. Byliśmy jakby w centrum tego. Brzmiało to tak, jakby intercom znajdował się bezpośrednio w pokoju. Było to bardzo głośne i bardzo irytujące, no i trochę trwało - mówił. Zgodnie z procedurami bezpieczeństwa wszyscy goście zostali ewakuowani na zewnątrz, zresztą Amerykanin tłumaczył, że ze względu na hałas i tak nie dało się wytrzymać w środku. W chłodną londyńską noc Jack Sock marzł w doborowym towarzystwie. - W pierwszej chwili nie wiedziałem, czy to jakiś próbny alarm, czy to dzieje się naprawdę. Potem spojrzałem na zegarek i doszedłem do wniosku, że to jednak nie są żarty. Na zewnątrz spotkałem Rafę Nadala i Dominica Thiema. Wszyscy marzliśmy na zewnątrz i tylko chcieliśmy dostać się do środka. Była to niezbyt przyjemna sytuacja - tłumaczył Amerykanin, który został wyrwany ze snu, ale nabrał sił do zwycięskiego pojedynku z Cziliciem. łup