"Dwa razy byłam już tak blisko, ale udało się dopiero teraz. Jestem najstarszą zwyciężczynią tej imprezy w Open Erze? Ale ja nie jestem stara! Od początku turnieju wszyscy tylko mówią o tym. Chciałam zaznaczyć, że wiek nie ma znaczenia. Mając prawie 32 lata wciąż można wygrać zawody wielkoszlemowe i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Dziś pomogło mi właśnie moje doświadczenie" - stwierdziła Na Li. "Mojemu mężowi chciałam podziękować, że jeździ ze mną na każdy turniej i pomaga mi w treningach. Jesteś naprawdę miłym facetem. Ty zaś miałeś szczęście, że spotkałeś mnie na swojej drodze (śmiech). Przed finałem trener starał się mnie uspokoić i myśleć o tym jako o po prostu kolejnym meczu. On bardzo we mnie wierzy i powtarza, abym ja także to robiła. Zawsze miałam z tym problem. Wciąż pamiętam, jak niewiele dzieliło mnie od odpadnięcia z turnieju w trzeciej rundzie (Czeszka Lucie Safarova minimalnie zmarnowała piłkę meczową w drugim secie - przyp. red). Muszę chyba wysłać e-maila Safarovej o treści "przepraszam"...i dołączyć do tego uśmiech" - mówiła uradowana triumfatorka. "To były dla mnie fantastyczne dwa tygodnie. Ten finał znaczy bardzo wiele dla mnie i całej mojej ojczyzny. Cieszę się, że mogłam w ten sposób reprezentować Słowację. Wychodząc na kort wiedziałam, że większa presja będzie spoczywać na mojej przeciwniczce, bo to ona była faworytką. Jestem dumna z tego, jak sobie z tym poradziłam. Starałam się pokazać swój najlepszy tenis. Teraz już wiem, że było to po prostu kolejny mecz w moim życiu i tyle. W wieku 24 lat wystąpiłam w finale Wielkiego Szlema. To chyba dobry prognostyk na przyszłość. Od początku turnieju nie rozmawiałam z rodzicami. Jesteśmy trochę przesądni. Po zwycięstwie w pierwszej rundzie nie zadzwoniłam do nich i tak już zostało. Zamiast tego wysłałam im mnóstwo SMS-ów" - komentowała Dominika Cibulkova.