W ubiegłym roku Linette zwyciężyła w nowojorskim Bronx Open w wieku 27 lat. To dość późno jak na tenisowe standardy. "Myślę, że każdy ma swoją drogę. To, że moja droga jest inna, nie znaczy że jest gorsza. Ja po prostu miałam takie możliwości jakie miałam, ale i tak uważam się za szczęściarę. Zawsze mogłam liczyć na pomoc bliskich i wsparcie sponsorów w najgorszych momentach. Kiedy nie stać mnie było na ciągłe podróże, pojawiły się osoby, które chciały mnie wesprzeć i do końca życia będę im za to wdzięczna. Bez ich pomocy nie byłabym dzisiaj tu, gdzie jestem" - stwierdziła Linette. "Jestem spełniona pod względem tenisowym. Choć mimo wszystko uważam, że moje wyniki nie pokazują w pełni poziomu mojej gry. Cały czas trochę mnie to męczy, ale jestem wysoko w rankingu i staram się czerpać z tego radość. Mam kochaną rodzinę, która mnie wspiera, więc nie mam na co narzekać. Jestem naprawdę szczęśliwą osobą, bo otaczają mnie wspaniali ludzie. Byłabym też bardzo zadowolona, gdybym skończyła ten rok w czołowej 40. rankingu grając turnieje wyższej rangi. Rywalizacja z lepszymi przeciwniczkami jest już sama w sobie większym wyzwaniem i czymś zupełnie innym niż gra w mniejszych imprezach. Całe życie muszę iść krok po kroku i naprawdę będę z tym żyć w zgodzie" - podkreśliła poznanianka. A jak najlepsza obecnie polska tenisistka spędza wolny czas? "Póki co się uczę. To zabiera mi niestety bardzo dużo czasu, około 2-3 godziny dziennie. Poza tym staram się oglądać coś łatwego, niemęczącego, jakieś lekkie komedie. Cokolwiek przyjemnego, żeby przez chwilę nie myśleć o tenisie. Mam dużo treningów i dużo szkoły, gdzie też mentalnie się męczę. Kiedy mam wypocząć, wolę się zrelaksować i trochę pośmiać. Lubię muzykę i lubię odkrywać muzykę. Moja lista składa się z różnych kompozytorów, głównie nowoczesnych, ale słucham też muzyki klasycznej i rapu. Nie lubię za to metalu, country i zdecydowanie disco polo" - zaznaczyła. Magda Linette dzięki zwycięstwu w Hua Hin awansowała na najwyższe w karierze, 33. miejsce w światowym rankingu WTA.