Trwający trzy godziny i 20 minut pojedynek był pierwszym spotkaniem tych tenisistów. Rozgrywano go na korcie numer 2., czwartej co do wielkości arenie, po trzech głównych stadionach na terenie Melbourne Park: Rod Laver Arena, <a class="textLink" href="https://geekweek.interia.pl/marki-i-produkty-hisense,gsbi,3596" title="Hisense" target="_blank">Hisense</a> Arena oraz Margaret Smith-Court Arena. "Jak zwykle w Australii publiczność była fantastyczna i mocno mi kibicowała, jednak to nie dla niej tańczyłem po meczu. To była umowa, jaką zawarłem przed turniejem ze swoimi trenerami Janem Stocesem i Ivanem Machitką, którzy mnie przygotowywali przez całą zimę i do samego Australian Open. Obiecałem im, że jeśli będę grał na jednym z "show court" (jeden z kortów, otoczonych większymi trybunami i kamerami telewizyjnymi - przyp. red) i wygram mecz, to zatańczę kankana. Trenowałem go z Ivanem w ostatnich tygodniach, jako jedno z ćwiczeń rozciągających mięśnie. Cóż, nie było wyjścia, musiałem go zatańczyć i już" - powiedział Kubot sklasyfikowany na 72. miejscu w rankingu ATP World Tour. Pokonanie 18. na świecie Querreya, to jeden z najlepszych wyników polskiego tenisisty, który w ostatnich sezonach wygrał też choćby z innym Amerykaninem Andym Roddickiem. Kluczem do sukcesu Polaka była w poniedziałek ryzykowna gra po liniach, a także skuteczny return, którym często udanie mijał biegnącego po mocnym serwisie do siatki rywala. "Może trochę mniej niż zwykle chodziłem do siatki, ale to dlatego, że on ma fantastyczny forhend, szczególnie ze strony bekhendowej. To zagranie, które przynosi mu zawsze dużo punktów, więc starałem się go unikać. Ma też świetny serwis, ale dzisiaj - powiem trochę nieskromnie - fantastycznie serwowałem, no i siedział mi bardzo bekhend po linii. Mój return i serwis były szczególnie ważne w decydującym secie, w którym dawaliśmy z siebie wszystko, choć czuło się już zmęczenie" - powiedział Kubot. "Querrey to zawodnik z pierwszej 20-tki rankingu. To jest absolutnie najwyższa półka. Dlatego wiedziałem, że nie mam nic do stracenia i właśnie z takim nastawieniem wyszedłem na kort. Wierzę, że zwycięstwo pozwoli mi odzyskać pewność siebie i swojej gry, bo to zawsze ważne na początku sezonu. Dziś czułem dużą presję, bo bronię w Melbourne sporo punktów za ubiegłoroczną czwartą rundę. Do powtórki zostało mi wygranie dwóch spotkań, a to nie będzie takie łatwe. Daleka droga do tego" - dodał. Polak przed rokiem przegrał walkę o ćwierćfinał z Serbem Novakiem Djokovicem, trzecim w rankingu ATP World Tour. Dojście do czwartej rundy dało mu 180 punktów, jedną czwartą jego dorobku. W lutym dotarł też do finału turnieju ATP w brazylijskim Costa do Sauipe, a w połowie kwietnia wszedł po raz pierwszy do czołowej 50-tki klasyfikacji tenisistów - na 41. miejsce. W lipcu z teamu Kubota odszedł Machitka, który zaczął współpracę z czeskim deblistą Lukasem Dlouhym. Był to skutek nieporozumień z trenerem tenisowym Czechem Tomasem Hlaskiem, z którym Polak rozstał się we wrześniu. Obecnie nie ma stałego trenera, a w grudniu pomagał mu Jan Stoces, prowadzący Niemca Benjamina Beckera. Towarzyszy mu również w Melbourne. "Machitka przygotowywał mnie przez całą przerwę zimową, tak jak i przed rokiem. Wierzę, że dzięki niemu odzyskam sprawność i szybkość, które zgubiłem przez kontuzję kostki w lecie (w lipcu i sierpniu nie grał przez sześć tygodniu po naderwaniu więzadła - przyp. red). Zobaczymy, jak będzie dalej z naszą współpracą. Mamy siąść po Australian Open i przedyskutować to. Podobnie ze Stocesem. Usiądziemy tu na spokojnie po wszystkim, porozmawiamy i zastanowimy się jak to dalej będzie wyglądać" - powiedział Kubot.