W ostatnich latach związki zawodowe tenisistów i tenisistek wymogły na Międzynarodowej Federacji Tenisowej (ITF), zarządzającej turniejami wielkoszlemowymi, podniesienie wysokości nagród za porażki w pierwszych trzech rundach. Procentowo, z roku na rok, właśnie w tym przedziale odnotowuje się największy przyrost. Zaczął się więc proces zmniejszania dysproporcji między pechowcami, a zwycięzcami czy finalistami tych imprez. W tegorocznym Rolandzie Garrosie na przykład wystarczyło wejść na kort do meczu pierwszej rundy, by zainkasować czek na 24 tysiące euro. Awans do drugiej dawał już premię w wysokości 42 tys., a trzeciej bagatela 72 tys. Nie dziwi więc, że dość powszechnym widokiem są szerokie opaski uciskowe owinięte na udach, pozaklejane plastrami ściągającymi mięśnie barki czy przedramiona, stabilizatory ciasno upinające staw skokowy i kostkę. W tym momencie nie sposób przypomnieć sobie wtorkowego meczu pierwszej rundy, z udziałem Urszuli Radwańskiej i Słowaczki Magdaleny Rybarikovej. Krakowianka przystąpiła do gryz różowym plastrem na goleniu, którego urazu nie zdołała na czas wyleczyć. W miarę mijających gemów coraz większe problemy sprawiało jej bieganie, a w przerwach między wymianami wyraźnie utykała. - Moje problemy z nogą zaczęły się już w maju, w Rzymie. Potem przez kilka dni nie mogłam trenować, dopiero wznowiłam treningi. Jednak do końca się nie wyleczyłam przed Paryżem. Właściwie normalnie bym dzisiaj pewnie nie wyszła na kort, ale wiedziałam, że ona też ma problemy, więc był tam jakiś cień szansy na wygraną - powiedziała młodsza z sióstr Radwańskich. Polka wygrała ze Słowaczką pierwszego seta 6:4, drugiego oddała jej w takim samym stosunku, a w trzecim skreczowała przy stanie 0:3. W sumie nie inaczej było po drugiej stronie siatki, bowiem Rybarikova miała naciągnięty mięsień czworogłowy uda, zabezpieczony opaską uciskową. Po trudniejszych wymianach czy szybszym biegu wyraźnie doskwierał jej ból. Kontynuowała walkę, pomimo rosnącego dyskomfortu. - Kiedy Urszula skreczowała widać było na twarzy Słowaczki wyraźną ulgę, że to nie ona nie wytrzymała gry z kontuzją. Niestety oglądając ten mecz, który był na dość słabym poziomie, przede wszystkim myślało się nie o grze zawodniczek, lecz o tym, która pierwsza się podda. Mam wrażenie, że właśnie duże pieniądze coraz bardziej wypaczają tenis. W końcu trudno nie przyjechać do Paryża, skoro za przegranie meczu można zarobić ponad 20 tysięcy euro - powiedział INTERIA.PL Nikodem Pałasz. Przez kilka lat był on menedżerem czołowego polskiego debla Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, z którym jeździł na turnieje. Wątek nadmiernych premii finansowych, również wypłacanym gwiazdom za sam przyjazd na mniejsze imprezy rozwinął w książce "Brudna gra". - Tenis to wielkie pieniądze, wielka machina reklamowo-promocyjna. Są duże agencje menedżerskie, które często narzucają swoim zawodnikom gdzie mają grać, wywiera się na nich nieustanną presję wynikową. Nie dziwi więc, że każdy zamiast wyleczyć do końca kontuzję chce jak najszybciej wrócić na kort. A to często powoduje, że kontuzje się odnawiają i przerwa się wydłuża. Niestety, coraz mniej mamy tu prawdziwego sportu, a coraz większy robi się z tego biznes - uważa Pałasz. Chociaż podobnie surowe oceny słyszy się co jakiś czas z ust byłych mistrzów tenisa, to jednak raczej nie należy spodziewać się odwrócenia tej tendencji. Wprost przeciwnie. Organizatorzy wielkoszlemowego US Open już jakiś czas temu zapowiedzieli windowanie poprzeczki finansowej i to realizują, regularnie podnosząc sumę wypłacanym uczestnikom nowojorskiej imprezy. W 2017 ma ona osiągnąć sumę ponad 50 milionów dolarów. Zapewne w ślad za Amerykanami, choć może nie aż w takim tempie, pójdą europejskie imprezy, choćby najstarszy i najbardziej prestiżowy Wimbledon. Na razie pula nagród w tegorocznym Rolandzie Garrosie osiągnęła sumę 23 968 900 euro, wyższą od poprzedniej edycji o ponad 14 procent. Z tego najwięcej, bo po 1,65 mln euro, trafi na konta zwycięzców singlowej rywalizacji kobiet i mężczyzn (poprzednio było to po 1,5 mln euro). Dla porównania przed rokiem w Wimbledonie wypłacono uczestnikom zmagań 22,56 mln funtów. Z Paryża Tomasz Dobiecki