Debiutujący w imprezie Polacy, dopingowani przez licznie zgromadzonych na trybunach rodaków, w czwartek pokonali Australijczyków 2:1. By awansować do sobotniego finału "Biało-czerwoni" musieli wygrać seta w kończącym ten pojedynek meczu mikstów. Panfil i Radwańska zrealizowali zadanie z nawiązką, pokonując Samanthę Stosur i Bernarda Tomica 1:6, 7:5, 10-8. "Atmosfera po meczu i w trakcie była po prostu niesamowita - ogromna liczba Polaków na trybunach, którzy mocno nam kibicowali. Co prawda pierwszego seta przespaliśmy, ale drugi i trzeci wyszedł nam już bardzo dobrze" - relacjonował Panfil. Urodzony w Zabrzu zawodnik, który zajmuje 288. miejsce w rankingu ATP World Tour, wcześniej uległ wyżej notowanemu Tomicowi (51. na światowej liście) 1:6, 4:6. "Bernard był dla mnie trudnym rywalem, a całe spotkanie toczyło się w bardzo niekorzystnym dla mnie stylu. Miałem problem z utrzymaniem rytmu przy pierwszym serwisie. Przeciwnik nie pozwalał mi na pokazanie swojego tenisa" - przyznał Panfil, który w środę świętował 26. urodziny. Komplementował z kolei Radwańską, która - mimo problemów zdrowotnych - pokonała Stosur 3:6, 6:4, 6:3. "To było mistrzostwo. Agnieszkę bolał bark, ale mimo to pokazała najwyższą klasę i zagrała fantastycznie" - chwalił koleżankę. Zabrzanin dodał również, że jest optymistycznie nastawiony przez finałowym starciem. To, z kim zmierzą się w nim "Biało-czerwoni", wyjaśni się w piątek, gdy zakończy się rywalizacja w drugiej grupie. Na razie najbliżej awansu są Francuzi.