Do czwartej rundy wydawało się, że możliwe są półfinały marzeń, czyli Djokovicia z broniącym tytułu Szkotem Andym Murrayem (3.) oraz Federera z Hiszpanem Rafaelem Nadalem (2.), dwukrotnym triumfatorem londyńskiej imprezy (2008 i 2010). Jednak jako pierwszy, już w czwartej rundzie, wykruszył się z tego grona Nadal, który miesiąc temu wygrał po raz dziewiąty w karierze wielkoszlemowy turniej na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa. Rzadko zwycięzcom z Paryża udaje się zaraz po tamtym sukcesie osiągnąć dobry wynik, a po Hiszpanie widać było zmęczenie. Jednak zaskakujące było, że przegrał z 19-letnim posiadaczem "dzikiej karty" Nickiem Kyrgiosem, 144. w rankingu ATP World Tour. Młody Australijczyk, dzień po największym wygranym meczu w karierze, nie wytrzymał trudów czterosetowego pojedynku i bombardowania serwisem ze strony Raonica. Przegrał wieczorem z bardziej doświadczonym przeciwnikiem, dziewiątym na świecie, 7:6 (7-4), 2:6, 4:6, 6:7 (4-7). W ten sposób to Kanadyjczyk stanie w piątek po południu na drodze Federera do ósmego w karierze triumfu na londyńskiej trawie, po sukcesach z lat 2003-07, 2009 i 2012. Tenisista z Bazylei w środę nie bez trudu uporał się z innym Szwajcarem Stanislasem Wawrinką (5.) 3:6, 7:6 (7-5), 6:4, 6:4, wykorzystując dopiero piątego meczbola. - To był ciężki mecz nie tylko dla mnie, ale i dla Stana. Znamy się bardzo dobrze, przyjaźnimy, więc wiadomo było, że nie jesteśmy w stanie siebie czymkolwiek zaskoczyć. Bałem się trochę tej konfrontacji, bo on w styczniu w niewiarygodnym stylu wygrał Australian Open. Jednak cały czas miałem świadomość, że jesteśmy na mojej ulubionej trawie - powiedział Federer, , który w poprzedniej edycji odpadł w drugiej rundzie. - Teraz jestem tu znów w półfinale, co mnie bardzo cieszy, po ubiegłorocznym rozczarowaniu. Tamten turniej długo siedział w mojej głowie i pozbawił mnie trochę pewności siebie. No i spowodował pewien spadek w rankingu. Teraz się już odbudowałem, a Wimbledon w tym sezonie jest dla mnie najważniejszym startem, więc na razie nie mam powodów do narzekań na wynik. Zobaczymy co będzie dalej - dodał. W górnej połówce drabinki doszło w środę do sporej niespodzianki, bowiem broniący tytułu faworyt brytyjskich kibiców - Murray przegrał zadziwiająco łatwo z Dimitrowem 1:6, 6:7 (4-7), 2:6. Po tym niepowodzeniu przyznał, że zagrał slaby mecz, w przeciwieństwie do rywala. Dotychczas najlepszym wynikiem 23-letniego Bułgara w Wielkim Szlemie był styczniowy ćwierćfinał Australian Open. Natomiast w Londynie w trzech poprzednich edycjach dochodził tylko do drugiej rundy. - Nie widzę w tym nic dziwnego, że jestem w wielkoszlemowym półfinale na trawie. W ostatnich miesiącach gram coraz lepiej i stopniowo awansuję w rankingu, więc ten wynik potwierdza tylko moją formę. Biorąc pod uwagę kogo mam za patrona, to chyba nie dziwi, że odczarowałem tym razem tutejszą trawę - stwierdził Dimitrow, którego interesy reprezentuje obecnie agencja menedżerska założona pod koniec ubiegłego roku przez Federera. Spore problemy z przejściem 1/4 finału miał jeden z najpoważniejszych kandydatów do końcowego sukcesu - Djoković. Wiceliderowi rankingu tenisistów udało się to dopiero po pięciosetowym maratonie z Chorwatem Marinem Ciliciem (26.) 6:1, 3:6, 6:7 (4-7), 6:2, 6:2. W czwartek czterej najlepsi tenisiści turnieju będą tylko trenować i przygotowywać się do decydujących spotkań w tegorocznej edycji. Natomiast na korcie centralnym, od godziny 13.00, o miejsca w finale będą walczyć panie. Jako pierwsze spotkają się Czeszki Lucie Safarova (nr 23.) i triumfatorka Wimbledonu sprzed trzech lat Petra Kvitova (6.), która w razie wygranej zostanie numerem cztery w rankingu WTA Tour. Zepchnie z tej pozycji Agnieszkę Radwańską, bowiem krakowianka nie obroniła punktów za ubiegłoroczny półfinał, odpadając dwie rundy wcześniej. W meczu, który ma być ozdobą dnia, zagrają dwie zawodniczki młodego pokolenia przebojem wdzierające się ostatnio do czołówki klasyfikacji tenisistek - Rumunka Simona Halep (nr 3.) oraz Kanadyjka Eugenie Bouchard (13.). Z Londynu Tomasz Dobiecki