Romanowski, jako najniżej notowany zawodnik KGHM Dialog Polish Indoors, zakończonego w niedziele wrocławskiego challengera ATP, sprawił w pierwszej rundzie potężne problemy rozstawionemu z nr 5. Amerykaninowi Samowi Warburgowi. 22-letni tenisista, 1172. w rankingu wewnętrznym męskiej federacji tenisa otrzymał do turnieju we Wrocławiu "dziką kartę". Ostatni raz występował w Polsce czerwcu zeszłego roku w eliminacjach Orange Open, zawodach cyklu ATP Tour w Warszawie. - Na co dzień mieszka pan i trenuje zagranicą. - Wyjechałem z kraju w wieku 16 lat. Jestem zadowolony z tego, że trenuję w Hiszpanii. Do Polski przyjeżdżam na turnieje i oczywiście do rodziny. Pobierałem nauki w akademii tenisowej Juana Carlosa Ferrero i również z nim samym miałem okazję trenować. Moim obecnym trenerem jest brat Davida Ferrera, więc mam czasami kontakt z najlepszymi zawodnikami hiszpańskimi. - Co dał panu udział we wrocławskim challengerze? - Ten turniej to była dla mnie szansa zagrania przed dużą publicznością, zdobycia większej ilości punktów, gry z wyżej notowanymi zawodnikami i zebrania ogromnego doświadczenia. To szansa dla każdego polskiego tenisisty. Myślę, że nasi młodzi zawodnicy nie stoją w miejscu, a rozwijają się. - Spytam wprost: skąd ma pan tyle pary w lewej ręce? - To genetyczne chyba, po tacie. Żartuję oczywiście. Systematycznie przez rok pracowałem nad swoją motoryką. Ćwiczę też cały czas szybkość i siłę. Geny chyba też tu jednak coś dają, bo choć mój tata tenisistą nie jest, to do słabych ludzi nie należy. Ma mocną rękę, choć on akurat prawą. - Pański pierwszy serwis nie schodzi poniżej 205 km/h. - Mam nadzieję, że będzie jeszcze szybszy. - Z takim serwisem mógłby pan wiele zdziałać w grze podwójnej, ale nie jest ona raczej pańską domeną? - Stawiam oczywiście na singla. Czy gram debla? Zależy od okoliczności, szczególnie od tego, czy muszę występować w eliminacjach gry pojedynczej. Czasami sobie po prostu odpuszczam, żeby się nie przemęczać. We Wrocławiu chciałem zagrać wspólnie z moim hiszpańskim kolegą, ale niestety nie dostaliśmy się do turnieju. - Jako zawodnik drugiej setki... drugiego tysiąca rankingu ATP dostał pan "dziką kartę" do wrocławskiego challengera. Co z dużymi turniejami w Szczecinie i Poznaniu? - Zostawiam to w kwestii organizatorów. To od nich zależy komu dają przepustki. Oczywiście bardzo bym chciał zagrać również tam. Jeśli otrzymam "dziką kartę" to na pewno przyjadę i postaram się pokazać z jak najlepszej strony.