Bellis, notowana na 1208. miejscu w światowym rankingu, w pierwszym spotkaniu pokonała finalistkę tegorocznego Australian Open Dominikę Cibulkovą 6:1, 4:6, 6:4 i została najmłodszą zawodniczką w drugiej rundzie od 1996 roku (wtedy Rosjanka Anna Kurnikowa) oraz najmłodszą Amerykanką od 28 lat (Mary Joe Fernandez). W pojedynku z plasującą się na 48. pozycji Dijas wygrała siedem gemów z rzędu i drugą partię 6:0, w trzecim decydującym secie prowadziła 1:0, ale ostatecznie nie dała rady znacznie bardziej doświadczonej rywalce. "Mecz nie skończył się po mojej myśli, ale dziękuję wam, że przyszliście mnie oglądać i dopingować. To było coś wspaniałego, niedawno mogłam tylko pomarzyć, że kiedyś znajdę się w tym miejscu" - zwróciła się do kibiców Bellis. Jej mecz organizatorzy wyznaczyli na korcie nr 17, którego trybuny mogą pomieścić 2800 widzów. Choć na innych arenach w tym samym czasie grały gwiazdy, to fani tenisa dużo wcześniej zajmowali miejsca, by zobaczyć w akcji mistrzynię kraju w kategorii 18-latek. Mimo porażki w spotkaniu transmitowanym "na żywo" przez stację ESPN2, długo nie mogła się uwolnić od łowców autografów. "To wszystko jest dla mnie takie nowe, takie inne. Ciekawe doświadczenie" - skomentowała tenisistka. Amerykanka wcześniej nie przyjęła 60 tysięcy dolarów premii za awans do drugiej rundy. Jak tłumaczyła, pragnie zachować status amatorski. "Podjęłam taką decyzję z myślą o studiach, szczególnie, jeśli przydarzy mi się jakaś kontuzja. Ale na pewno któregoś dnia chciałabym zostać profesjonalistką. Nie myślę za bardzo o pieniądzach, staram się skupić na tenisie i na każdym meczu" - powiedziała pochodząca z północnej Kalifornii tenisistka. Występ w US Open podsumowała krótko: "To były najfajniejsze dni w moim życiu".