INTERIA.PL: Jak z perspektywy dwóch tygodni ocenia pan walkę z McBridem? Tomasz Adamek, najlepszy polski bokser: - Wygrałem w dobrym stylu, nie przyjąłem żadnego mocnego ciosu - to wszystko jest najważniejsze. Plan taktyczny trenera, który mówił, że mam się poruszać w lewo i w prawo, a także zadawać szybkie ciosy, zrealizowałem. Sprawdziłem się w dwunastorundowym pojedynku. Każdą z rund boksowałem w dobrym, równym tempie i po żadnej z nich nie byłem zmęczony. Zatem jestem zadowolony. W 12. rundzie, w samej końcówce nawet pan przyspieszył! - Faktycznie, czuję, że z walki na walkę, z obozu na obóz mam lepszą kondycję, jestem bardziej wytrzymały na wysiłek. Podczas campów mój fizjolog Tyler Woodman stosuje coraz większe obciążenia, a ja je znoszę i to procentuje. Coraz cięższa praca przynosi efekty - moja kondycja jest coraz lepsza. Jak pan wytrzyma przez niemal pięć miesięcy bez walk i adrenaliny z tym związanej? - To nie jest tak, że siedzę w domu, leżę do góry brzuchem i obżeram się od rana do nocy. Ciągle prowadzę aktywny tryb życia, dwa razy w tygodniu gram w tenisa, chodzę do parku, czasem pobiegam. Oprócz uprawiania sportu, zajęć domowych mi nie brakuje, więc cały czas jestem aktywny. Poza tym nie ma mowy o żadnej pięciomiesięcznej przerwie! Już w połowie czerwca zaczynamy przygotowania do walki z Kliczką. Zatem nie zostało tak wiele odpoczynku, jak się wydaje. Podkreślał pan, że zarówno Witalij, jak i jego brat Władymir to mistrzowie i trzeba być w topowej formie, by liczyć na ich pokonanie. Analizuje pan już, co prezentuje Witalij Kliczko, czy zostawia pan wolną głowę od myśli na temat wrześniowego rywala? - Wiem, ile jest wart Kliczko, a od myślenia o walce z nim nie da się całkiem uwolnić. Niemal codziennie dzwoni telefon i są pytania na ten temat. Zatem w podświadomości mam czekającą mnie przeprawę, ale i tak robię swoje, czyli teraz odpoczywam, a dopiero później zaczną się przygotowania i będę skupiony na tej walce. Czy teraz, w okresie Świąt Wielkanocnych nie brakuje panu ojczyzny, w której ten okres jest traktowany z wielką celebrą, większą z pewnością niż w USA? - Na pewno. Jestem katolikiem i Polakiem, który żył w górach i do Wielkanocy przywiązywał i nadal przywiązuje wielką wagę. Natomiast teraz jest mi dane być w Ameryce i na szczęście z rodziną, więc bardzo się z tego cieszę. Mam świadomość, że gdyby nie wyjazd do USA, moja kariera nie mogłaby się rozwijać tak dobrze. W Polsce takich możliwości bym nie miał, ale całym sercem jestem z Polską i Polakami, ale na dzisiaj moje miejsce jest w Stanach Zjednoczonych. Jak będą wyglądały święta w domu Adamków? Angażuje się pan w przygotowania, czy zostawia wszystko w rękach żony, Doroty? - Zakupy są na mojej głowie, a także - tu pewnie kogoś zaskoczę - angażuję się w wypieki. Poważnie? Ma pan do nich talent? - Chyba tak, odziedziczyłem go po mamie, która była kucharką i gotowała na weselach. Dlatego potrafię gotować i piec ciasta. Właśnie na święta piekłem z żoną kruche ciasto, a czeka nas jeszcze pieczenie mojego ulubionego - drożdżowego i drożdżówek. Będę maczał w tym palce, zrobię nawet kruszonkę, bo i to nie jest mi straszne. Mama nauczyła mnie robić ciasto drożdżowe, kiedyś w Polsce robiłem je sam, a teraz wypiekam je wspólnie z Dorotą. Życzę udanego ciasta i wesołych świąt, zdrowia, a także spełnienia marzeń! - Dziękuję, życzę wzajemnie i proszę przekazać Internautom INTERIA.PL życzenia błogosławionych Świąt Wielkanocnych i Wesołego Alleluja! Rozmawiał: Michał Białoński