Nie wiadomo, jak Putin przyjął słowa Camerona, wiadomo dlaczego ten wolał się zabezpieczyć. Można bowiem śmiało przyjąć tezę, że prezydent Rosji to największy specjalista od walki wręcz wśród czołowych polityków globu, a na pewno najlepszy judoka. *** Teraz będzie proputinowska laurka. Będzie krótka opowieść o małym chłopczyku z Leningradu, który pokochał sport. Mógł zostać wielkim judoką, mógł zostać wielkim mistrzem. Niestety, nie został..., bo równie mocno, a nawet mocniej, pokochał robotę w bezpiece. A było tak: *** Putin zainteresował się sportami walki we wczesnej młodości. Zapatrzeni w syna rodzice z początku sprzeciwiali się jego treningom, ale w końcu, po kilku wizytach trenera nastoletniego Władimira w ich domu, dali się przekonać. Putin nie traktował sportu wyłącznie hobbystycznie. Był mistrzem Leningradu (obecnie Sankt Petersburg) w judo i sambo, na rozkładzie miał ponoć kilku utytułowanych rywali. Treningi rozpoczął w wieku 11 lat. - Byłem małym chłopcem, kiedy zaczynałem. Wsiąkłem w sporty walki, w zasady rywalizacji. Było judo, sambo. Jako osiemnastolatek doszedłem do poziomu mistrzowskiego. Trenowałem judo przez całe swoje dorosłe życie, chyba mogę powiedzieć, że niezwykle pokochałem ten sport - przyznał przed paroma laty Putin. Lata treningów przyniosły politykowi 6. dan w judo, czyli bardzo wysoki poziom mistrzowski. Do perfekcji opanował "Harai goshi" - technikę rzutu przez biodro. Miał papiery na sporą karierę. Jego trener Anatolij Rachlin mówił po latach, że młodego Władimira wyróżniała niezwykła wytrzymałość i nieprzewidywalność. Niekonwencjonalnymi ruchami zaskakiwał nawet bardziej doświadczonych od siebie judoków, a następnie z zimną krwią wygrywał pojedynki. Już jako czołowy rosyjski polityk brał udział w seminariach i treningach judo. Jest także współautorem książki instruktażowej dla młodych adeptów tej szlachetnej sztuki walki. I chociaż sportowe zainteresowania Putina wychodzą daleko poza judo, jest zapalonym fanem hokeja, lubi jeździć na nartach i kibicuje piłkarzom Zenita Sankt Petersburg, to żadna inna dyscyplina sportowa nie miała na jego życie tak wielkiego wpływu. - Judo uczy samokontroli, wyczucia, a także dostrzegania mocnych i słabych stron oponenta, które można wykorzystać na swój użytek. Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że te umiejętności przydają się w karierze politycznej - powiedział Putin. Wciąż, mimo napiętego terminarza, można go spotkać na arenach największych zawodów judo na świecie. Emocjonował się jak dziecko i spocił nie mniej niż jego rodak, dopingując na igrzyskach olimpijskich w Londynie walczącego o złoty medal Tagira Chajbułajewa, a niedawno gościł na mistrzostwach świata w Czelabińsku. - Judo to dla mnie coś więcej niż sport. To także filozofia życia. Uczy, że partnera należy traktować z szacunkiem. Z przyjemnością zaangażowałem się w ten sport i wciąż staram się regularnie ćwiczyć - przekonywał lata temu za pośrednictwem amerykańskiego radia NPR. *** I tu piękna bajka się urywa i niechlujnym bazgrołem kończy ta laurka. Bo jakże to Putin o szacunku do bliźnich prawi i naucza? Jesteśmy skłonni wierzyć w jego miłość do judo, ale nie sposób przyjąć jego słów o szacunku do rywala, przynajmniej poza areną sportowej rywalizacji. Możemy tylko gdybać, jak potoczyłaby się jego kariera sportowa, gdyby po niewątpliwie zdolnego atletę w latach 70. ubiegłego stulecia nie zgłosiło się KGB, tylko reprezentacja ZSRR. Niestety, kariera sportowa dawno odeszła w niepamięć, a Putin nadal walczy. Szkoda, że nie na macie, i nie na zasadach wpajanych młodym adeptom dyscypliny przez mistrzów judo. DJ