Podobnie jak przed czterema laty w Pekinie, przygoda zawodnika Rysia Warszawa z igrzyskami zakończyła się bardzo szybko.- Znów w moim przypadku okazało się, że nie zawsze ryzyko się opłaca. Ale wolę przegrać w ten sposób niż później żałować, że nie spróbowałem. Stwierdziłem, że jest okazja wykonać moją starą technikę jeszcze z czasów sprzed zmiany przepisów, ale niestety zamiast Legranda, to ja znalazłem się na plecach. Choć będąc na macie wydawało mi się, że spadłem na tyłek - powiedział Adamiec.30-letni judoka żałował jeszcze jednej sytuacji, kiedy próbował założyć tzw. dźwignię mistrzowi kontynentu i brązowemu medaliście ubiegłorocznych mistrzostw świata.- Legrand to klasowy zawodnik, dużo wyższy ode mnie, z dłuższymi rękoma, przez które ciężko się przebić. Ładnie mnie wykluczał na uchwytach, więc ciągle szukałem czegoś nowego. Bardzo mi szkoda tej dźwigni. Miałem już prostą rękę i gdyby nie to, że musiałem ją poprawić, bo się wyślizgiwała, wystarczyło +strzelić" biodrami i byłoby po pojedynku. Tymczasem ja nie trzymałem za judogę, lecz za samą rękę i ona mi wypadała. Zabrakło mi milimetrów, ułamka sekundy. Później jeszcze próbowałem go łapać wpół, odwrotnej koreańskiej soringai, czyli tych numerów, na które rzuciłem Francuza podczas turnieju w Kazachstanie. W Londynie był na nie uczulony i niestety nic z tego - przyznał brązowy medalista ME 2007.W środowisku judo Adamiec nazywany jest "Królikiem". Ale sam zainteresowany twierdzi, że jest "Krulikiem" - przez "u", zresztą w adresie mailowym ma "krulik...".- Ksywka przylgnęła do mnie wiele lat temu, już na pierwszych treningach judo. Wcześniej ćwiczyłem przez ponad rok gimnastykę, a konkretnie skoki na batucie. Szybko złapałem jako dziecko niezłą sprawność, poza tym mój tata był judoką i z nim wiele razy przewracałem się na tatami. I kiedy już przeniosłem się na judo, to początkowo trenuje się np. przewroty w przód przez partnera. A ja z kolei od razu wziąłem się za... salta - wspominał.- Zobaczyli to wszyscy i zaczęło się: "zając, zając". Ale "zająców" dookoła było sporo, bo i trener Antoni Zajkowski i jego dwaj synowie, więc uznałem, że będzie się mieszać. Dlatego zmieniłem na "królik", ale taki niezwykły, więc pisany przez "u" otwarte. Jestem przekonany, że "Krulik" nie powiedział ostatniego słowa w judo i jeszcze podskoczy, pokaże na co go stać - zapewnił.Adamcowi nie powiodło się w hali ExCel, mimo że jego kilku znajomych starało się z powodzeniem przekrzyczeć francuską część publiczności.- Słyszałem ich doping, mają mocne gardła. To głównie osoby z mojego klubu - Ryś. Jeśli zawody są gdzieś blisko w Europie, wsiadają w samochód i robią sobie wycieczkę. Przed dwoma laty bardzo mi pomogli w Rotterdamie, gdzie w Grand Prix zająłem trzecie miejsce. Jak zaczęli mnie wspierać, momentalnie koło nich zrobiło się pusto na trybunach... - powiedział Adamiec.Dwa miesiące przed igrzyskami "Krulik" miał wypadek drogowy w Pucku; kierował motorem, który zderzył się z samochodem. O ile Adamiec szybko wrócił do zdrowia i treningów, o tyle siedzący za nim Tomasz Kowalski, wicemistrz Europy w wadze 66 kg, został poważnie poszkodowany. - Myślę o nim intensywnie, a kontaktujemy się głównie przez facebooka, bo nie chcę zawracać głowy "Kowalowi". Wiem, że jest w specjalistycznej klinice rehabilitacyjnej we Wrocławiu - stwierdził.Z Londynu Radosław Gielo