"Biało-czerwoni" rozpoczęli galę finałową od mocnego uderzenia. W pierwszym pojedynku imprezy w Kraków Arenie Mateusz Kopiec został mistrzem Europy do 71 kg, pewnie punktując na pełnym dystansie trzech rund pochodzącego z Izraela Itaya Gershona. Kopiec dominował nad Izraelczykiem warunkami fizycznymi. Zaimponował szczególnie technikami bokserskimi, precyzyjnie rozbijając gardę rywala, parokrotnie efektownie obalił też przeciwnika. Widać było, że jego ciosy sieją spustoszenie. Gershon próbował zaskoczyć Kopca kopnięciami, ale ten zachował czujność do samego końca. - Musiałem uważać na jego obrotówki, bardzo dobrze kopał. Ja preferuję boks, cieszę się, że skutecznie punktowałem, a do tego przechwytywałem na blok jego uderzenia. Tytuł mistrza Europy wiele dla mnie znaczy, dziękuję trenerom reprezentacji, kolegom z kadry i kibicom na trybunach za fantastyczny doping - powiedział tuż po zakończeniu pojedynku mistrz Starego Kontynentu. Wiele emocji wśród krakowskiej publiczności wzbudził finał kategorii do 67 kg. A to dlatego, że wystąpił w nim zawodnik miejscowego klubu Raczadam Marcin Łepkowski. "Łepek" niesiony dopingiem kibiców stoczył znakomity bój z Andreiem Kulebinem, absolutną legendą białoruskiego Muaythai i czołowym zawodnikiem Europy. Wygrał faworyt, ale musiał sporo serca zostawić w ringu, żeby odeprzeć niebezpieczne, zwłaszcza w dwóch pierwszych rundach, ataki Polaka. Publika po walce nagrodziła Łepkowskiego gromkimi brawami. - Bardzo dziękuję, wasz doping niósł mnie w trudnych momentach. Niestety, przegrałem. Będę dalej trenował, mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkam w ringu z Kulebinem - zapowiedział wicemistrz Europy. Polak przyznał, że jego utytułowany rywal zasłużył na zwycięstwo. - Walczy się tak, jak pozwala przeciwnik, a Kulebin nie pozwolił mi na toczenie walki w dystansie. Był silniejszy w klinczu, zasłużenie wygrał, oddaję mu szacunek. Kopiąc go momentami czułem się tak, jakbym kopał metalowe pręty. Niesamowite - powiedział Łepkowski. Na koniec nasz utalentowany zawodnik zaapelował o wsparcie sponsorów. - Bez sponsorów bardzo ciężko się przygotować na takie turnieje. Jeżeli tylko znalazłby się sponsor, mógłbym polecieć do Tajlandii, tam trenować i stać się jeszcze lepszym zawodnikiem, żeby godnie reprezentować Polskę na międzynarodowych arenach - dodał krakowianin. W pojedynku zawodowym inny miejscowy zawodnik Oskar Staszczak (kat. 75 kg, Raczadam) zmierzył się z Francuzem Jimmym Vienotem. Po dwóch wyrównanych rundach w trzeciej aktualny wicemistrz świata zaatakował i zepchnął rywala do głębokiej defensywy. Vienot był liczony, ale przetrwał kryzys i dotrwał do końcowego gongu. Staszczak pewnie wygrał na punkty, a fani nagrodzili go głośnymi oklaskami. - W trzeciej rundzie miałem atakować długimi akcjami, to się udało. Kiedy zobaczyłem, że przeciwnik jest oszołomiony i nie kontruje zacząłem uderzać łokciami, to przyniosło efekt, bardzo się cieszę z tej wygranej - powiedział na gorąco reprezentant Polski. W walce wieczoru kończący zawodową karierę Rafał Simonides znokautował w drugiej rundzie Tawatchaia Budsadee z Tajlandii. To był pierwszy w Polsce pojedynek rozgrywany na pradawnych zasadach Muay Boran. Zawodnicy nie mieli ochraniaczy, a zamiast rękawic zapleciono im na dłoniach liny. - Walczyłem dla Polski na całym świecie, to był dla mnie zaszczyt. Chciałbym zwrócić uwagę na wartości, jakie niesie za sobą Muaythai, czyli honor, przyjaźń, tradycja, szacunek i fair play. Pamiętając o tradycji i szacunku dedykuję moją karierę swoim przodkom. Wiele rodzin jest na hali. Każda ma przodków, którzy walczyli za Polskę. Cześć i chwała ich pamięci - podkreślił wzruszony Simonides. Mistrz świata i trener reprezentacji Polski symbolicznie przekazał pałeczkę przedstawicielowi najmłodszego pokolenia tajskiego boksu Borysowi Mikołajczykowi, młodemu wicemistrzowi świata. - To dla mnie wielki honor prowadzić reprezentację Polski. Życzę wam wszystkim wielu medali, mistrzowskich tytułów i sportowych sukcesów - dodał popularny "Simi". Na koniec kończący zawodową karierę mistrz klęknął w ringu i oświadczył się swojej wybrance. Oświadczyny zostały przyjęte, a narzeczeni otrzymali gromkie brawa. Dariusz Jaroń, Kraków Arena