- Do dłuższych dystansów przykładam się szczególnie; stanowią ważny czynnik wpływający na zwiększenie tzw. wytrzymałości tlenowej. Dotychczasowe sukcesy w znacznej mierze zawdzięczam właśnie bieganiu - powiedziała. Czterokrotna brązowa medalistka mistrzostw Europy właśnie wróciła z pierwszego w tym roku zgrupowania kadry w Wiśle. - Dwa razy w tygodniu biegałam po górach; poza tym szusowałam na nartach, a polubiłam też snowboard - dodała. Trening biegowy zawodniczka WKS Grunwald Poznań preferuje także dlatego, że od najmłodszych lat wyżywała się w lekkoatletyce. - Szkoła muzyczna nie odpowiadała mojemu temperamentowi i walnie przyczyniłam się do roztrzaskania mojego akordeonu Weltmeister ze słowami: już więcej grała nie będę! W końcu rodzice przenieśli mnie do szkoły podstawowej o profilu sportowym przy IV LO w Wałbrzychu, gdzie bardzo mi się spodobało. Tam główną dyscypliną była lekkoatletyka - wspomniała, wyliczając konkurencje, które próbowała uprawiać. - Trenowałam trzy razy w tygodniu w hali Górnika. Na zawodach rzucałam oszczepem, pchałam kulę, skakałam w dal i wzwyż, biegałam przez płotki i przełaje. Ciekawił mnie też chód, a miałam skąd czerpać wzór, bo z IV LO wywodzi się dwukrotny olimpijczyk Roman Magdziarczyk. Niewątpliwie bardzo przydała mi się ta wszechstronność. Gdy wybrała zapasy, trenowała najpierw w Herosie Czarny Bór. - Najczęściej w sobotę biegłyśmy na szczyt Trójgarbu. Tam i z powrotem było ok. 10 km. W zimie przedzierałyśmy się z trenerem Dariuszem Piaskowskim w lesie przez wysokie zaspy, ale miło wspominam tamten okres. Biegałyśmy też do kopalni melafiru. W Grunwaldzie biegają także zapaśnicy. - Zwykle trasa prowadzi dookoła jeziora Rusałka. Ja pokonuję jeszcze dodatkowo po lesie w Swarzędzu, gdzie mieszkam lub wokół jeziora Malta w Poznaniu; jedno okrążenie ma ok. 6 km - powiedziała Wieszczek-Kordus. W przygotowaniach do turniejów brązowej medalistce olimpijskiej z Pekinu przydaje się bardzo domowa siłownia, "na pięterku", jak ją nazywają z mężem Arkadiuszem Kordusem, także zapaśnikiem Grunwaldu. - Na siłownię przeznaczyliśmy jeden pokój. Znajduje się w niej sztanga z obciążeniem do 200 kg, hantle, drążek, poręcze, ławeczka i stojaki, a także rower stacjonarny. Staramy się nie rzucać na podłogę sztangi cięższej niż 100 kg, bo to jest także sufit w pokoju babci córeczki - Jadzi, która prawie codziennie korzysta w siłowni z roweru - zaznaczyła. "Na pięterku" ćwiczy pod czujnym okiem męża. - Gdy zauważy u mnie jakieś braki, uprzejmie donosi o nich mojemu trenerowi klubowemu, Piotrowi Krajewskiemu, by wycisnął ze mnie siódme poty - ujawniła. Nad ćwiczeniami mamy czuwa też Gabrysia, która w grudniu skończyła trzy lata. - Mówi, że musi mnie pilnować i liczy powtórzenia np. podnoszenia sztangi. Czasami twierdzi, że coś źle wykonuję. Towarzysząc mi robi przysiady, mówiąc: mamo, jaka to ciężka praca. Wymyśla też sobie jakieś śmieszne ćwiczenia, np. z piłką i skrzętnie zapisuje, ile ich wykonała. Tak więc nuda i monotonia podczas treningów mi nie grożą - przyznała Agnieszka Wieszczek-Kordus. Dla niej najbliższym sportowym celem są marcowe mistrzostwa Europy w Tbilisi.