Ostatnie lata to wysyp nowych pomysłów w skokach narciarskich. Nie chodzi tutaj wcale o aspekty techniczne, czy zmiany regulaminowe, ale o wysyp turniejów, wyrastających jak grzyby po deszczu. Turniej Czterech Skoczni, czyli niemiecko-austriackie wyzwanie okrzyknięte jednym z najbardziej prestiżowych zawodów w sezonie obok wyścigów o medale mistrzostw świata, zawsze budziło wielkie emocje. Skoczkowie ostrzą sobie zęby na rywalizację o prestiżowy tytuł zwycięzcy, a kibice tłumnie oglądają emocjonującą walkę często do ostatniego skoku. Kiedy w kalendarzu Pucharu Świata zaczęło przybywać nowych tworów, zawodnicy nie muszą już skupiać się tylko na tym jednym punkcie. Teraz o chwałę i duże pieniądze powalczyć można, chociażby w Raw Air. W dodatku organizatorzy wpadli jeszcze na pomysł stworzenia Willingen Five oraz Planica 7. Kiedy spojrzymy na tabelę z zarobkami Dawida Kubackiego po konkursie w Bischofshofen i porównamy ją do tej z zyskiem Adama Małysza, który w TCS triumfował w sezonie 2000/2001, przekonamy się, że dzisiaj zwycięzca nie bogaci się już tak, jak kilkanaście lat temu. Szacuje się, że wówczas "Orzeł z Wisły" zainkasował ponad pół miliona złotych. Wygrał między innymi samochód. Tymczasem świeżo upieczony nowotarżanin po tygodniowym turnieju wzbogacił się o niecałe 200 tysięcy złotych. Nieco więcej zgarnął Kamil Stoch, który przed dwoma laty drugi raz w swojej karierze wspiął się na najwyższy szczyt podium z pozłacanym orłem w rękach. Wówczas do jego kieszeni trafiło około 230 tysięcy złotych. To dużo i mało. O takich kwotach wielu może pomarzyć, ale mówimy o zawodnikach najwyższej światowej klasy, którzy swoją pracą i determinacją sprawili, że dziś są w elitarnym gronie tych, którzy mogą pochwalić się medalami, czy mistrzowskimi tytułami. Podczas gdy inni będąc dziećmi, objadali się czekoladkami z bombonierki otrzymanej od babci i w najlepszym wypadku zamiast w gry wideo, kopali po szkole w piłkę nożną, oni już wtedy pracowali. Dokładając do całej listy wyrzeczeń talent, dziś są w miejscu dla 99 procent ludzi nieosiągalnym. Wreszcie, nie zarabiają też tyle, ile najlepsi tenisiści, o piłkarzach nie wspominając. Jedno jest pewne. Oprawa turnieju wciąż robi wrażenie. Fajerwerki na niebie nie idą jednak w parze z tak wystrzałowymi fajerwerkami w portfelu. Z finansowego punktu widzenia lepiej jest powalczyć o klasyfikację generalną w turnieju Raw Air (Oslo, Lillehammer, Trondheim, Vikersund). W rozgrywanym od 2017 roku wyzwaniu organizatorzy postawili na wysokie nagrody finansowe oprócz tych, które i tak skoczkowie dostają z ramienia FIS-u. Za zwycięstwo w turnieju skoczek otrzymuje 60 tys. euro. 30 i 10 tys. to nagrody kolejno dla drugiego i trzeciego zawodnika. Jeśli zliczy się wszystkie premie dla najlepszych, w puli norweskiego tworu znajduje się aż pół miliona euro. W Planica 7 za wygraną otrzymuje się bonusowe 20 tys. franków szwajcarskich, zaś w Willingen Five 25 tys. euro. Do rachunku wlicza się kwalifikacje i wszystkie punktowane serie. Turniejowe rozdania są w dodatku bardziej emocjonujące dla kibiców i przynoszą powiew świeżości dla dyscypliny. W Raw Air trzeba się skupić nie tylko na skokach konkursowych, ale również na tych oddawanych w kwalifikacjach. Natężenie rywalizacji z 16 liczącymi się skokami sprawiło, że pomysłodawcy nazwali norweską rywalizację najbardziej ekstremalną w całym sezonie Pucharu Świata. AB