Kubacki uciszył, a innych ucieszył, już w serii próbnej, gdy wylądował na 140,5 m, potwierdzając dominację w turnieju. W konkursie było jeszcze lepiej. Polak zdeklasował rywali w obu seriach i wygrał konkurs oraz cały TCS. Gdy nasz lider pierwszy raz usiadł na belce startowej w pierwszej serii, spiker wywołał nazwisko Adama Małysza. To właśnie Orzeł z Wisły triumfował tu 19 lat temu, wygrywając pierwszy Turniej Czterech Skoczni dla Polski. W jego ślady poszedł po latach dwukrotnie Stoch. Teraz nadszedł czas na Kubackiego. Dawid pofrunął aż na 143 m, czyli zaledwie o dwa metry bliżej niż przed rokiem, gdy ustanawiał tu rekord skoczni. W imponującym stylu odparł atak Karla Geigera (140 m). 139 m skoczył Marius Lindvik, a tylko 135,5 m Ryoyu Kobayashi. Przewaga Polaka nad rywalami znacznie wzrosła (14,2 pkt nad Norwegiem), ale to nie był koniec emocji. Kubacki, w asyście Małysza, żwawym krokiem ruszył do specjalnego pomieszczenia, gdzie przeprowadza się kontrole sprzętu. Po chwili na kontrolę wezwano też Lindvika. W obu przypadkach skończyło się na strachu. Do drugiej serii awansowali też Stoch i Piotr Żyła. Odpadł Stefan Hula i Maciej Kot. Co ciekawe, ten ostatni miał więcej punktów niż Żyła, ale pożegnał się z zawodami. To paradoks sytemu KO. W mroźny wieczór w Bischofshofen wielu skoczków rozgrzało kibiców. Chociażby Słoweniec Domen Prevc, który poszybował na 140 m, a spiker krzyczał "bombastich". Z Bischofshofen Waldemar Stelmach