W niedzielę w Wiśle triumfował Niemiec Markus Eisenbichler, a najlepszym z Polaków był Piotr Żyła, który zajął piąte miejsce. A Stoch? - Mam już swoje lata, wiem, z czego żyję, wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Nie ustrzegłem się dzisiaj błędów, karygodnych błędów - przyznał się nasz skoczek. Kamil zepsuł kompletnie drugi skok, gdy wylądował na 104. metrze i spadł na koniec trzeciej dziesiątki. - W drugiej serii z tak niskiego rozbiegu, przy bardzo zmiennych warunkach, trzeba skoczyć bardzo dobrze i całą energię włożyć w odbicie - wyjaśnił. - Nie mogłem dziś znaleźć optymalnej pozycji najazdowej i przez to w drugiej serii tylko ułożyłem się do nart i wyglądało to, jak wyglądało - powiedział. Stoch ma jednak nadzieję, że niedzielny wynik to tylko wypadek przy pracy. - Taki skok jak w piątek w kwalifikacjach (wygranych przez Polaka - red.) utwierdza mnie w tym, że jednak potrafię takie skoki oddawać, może rzadko, ale potrafię. Będę o takie walczył. Pokazuję od czasu do czasu, że jestem w stanie walczyć z najlepszymi, a dążę do tego, żeby walczyć zawsze - zaznaczył. Wracając do niedzieli... - Nie chcę szukać usprawiedliwień, może to nie był mój dzień, może wpływ miało to, co wczoraj działo się z moim organizmem (silna migrena - red.). Albo chciałem za bardzo i sobie z tym nie poradziłem - zastanawiał się trzykrotny mistrz olimpijski. - Taki kubeł zimnej wody na początku sezonu jeszcze nikomu nie zaszkodził, a zwłaszcza mnie. Szybkie sprowadzenie na ziemię, do parteru... - powiedział. Skoczkowie rywalizowali w Wiśle przy pustych trybunach, choć spora grupa kibiców zebrała się za bramą skoczni na wzgórzu. Po zawodach Stoch zwrócił się także do fanów. - Szkoda, że was tutaj nie ma. Wydaje mi się, że mógłbym czerpać od was dużo energii, robić to, co zawsze na zawodach w Polsce. Ale i tak dało się słyszeć okrzyki zza lasu, za to dziękuję - powiedział. Już za tydzień rywalizacja w fińskiej Ruce. Z Wisły Waldemar Stelmach