Na inauguracyjny konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich w Wiśle, trener Michał Doleżal powołał dwunastu zawodników. Wśród nich znalazł się debiutant, który możliwość startu w rywalizacji tej rangi zapewnił sobie dopiero tej jesieni. Droga 20-latka do możliwości reprezentowania kraju na najwyższym szczeblu była nieco inna niż reszty kolegów z kadry. Skoczek czasy licealne spędził w technikum, a nie w szkole sportowej. Uzyskanie zawodu mechatronika wiązało się zresztą z dystansem od codziennych treningów na skoczni. Skoki były tylko pasją. Do czasu aż oprócz frajdy, pojawiły się też wyniki. - Byłem troszkę zaskoczony, bo relatywnie przyszło to dość szybko. Bardzo się cieszę. W końcu mam szansę wystartować w zawodach najwyższej rangi. Staram się nie zakładać konkretnych miejsc, które chciałbym osiągnąć. Po pierwsze trzeba przejść przez kwalifikacje. Jeśli będę myśleć, że chcę coś osiągnąć na zawodach, zazwyczaj jest tak, że to później nie wychodzi - powiedział Jarosław Krzak. Dzisiaj reprezentant klubu PKS Olimpijczyk Gilowice cieszy się z możliwości założenia plastronu zawodnika i zmierzenia się z najlepszymi w Pucharze Świata. Do nowej sytuacji podchodzi jednak bardzo spokojnie. Wszystko krok po kroku. - Ludzie piszą do mnie i gratulują. Bardzo się z tego cieszę, ale nie odczułem, żeby ktoś na mnie naciskał, że muszę coś osiągnąć. Raczej wszyscy cieszą się ze mną, że mogę skoczyć w Pucharze Świata - dodał reprezentant Polski. Jak to właściwie było z tymi skokami narciarskimi? - Zawsze byłem miłośnikiem narciarstwa. Zaszczepił to we mnie mój tata. Kiedyś, będąc w odwiedzinach u babci, pojechaliśmy przy okazji na trening na skoczni w Gilowicach. Zawsze oglądaliśmy z tatą Puchar Świata w telewizji, wiec chętnie oglądaliśmy, jak chłopaki skaczą na mniejszych skoczniach. Właściwie wtedy przyszła mi do głowy myśl, co by było, gdybym ja też spróbował. Moja mama wkrótce skontaktowała się z trenerem z Gilowic i tak to wszystko się zaczęło - wspominał reprezentant Polski. W sporcie nie wszystko zawsze jest oczywiste. Każdy zawodnik to inna historia. Treningi niezwykle ciężko jest łączyć z innymi zobowiązaniami, ale Krzak zdecydował się na technikum świadomie. Dzisiaj oprócz dobrych wyników w sporcie ma też dyplom, dzięki któremu ma plan B na życie. - Miałem duży dylemat, jeśli chodzi o szkołę sportową. Poszedłem do niej dopiero w drugiej klasie gimnazjum, kończąc ten etap szkoły sportowej w Szczyrku. Później przeniosłem się do technikum w Żywcu. Wtedy skoki nie szły mi najlepiej, dlatego też się wahałem. Może nawet wyszło mi to na lepsze, że nabrałem dystansu do sportu i zacząłem się tym cieszyć. Nie miałem możliwości skakać codziennie, dlatego bardziej to doceniałem - powiedział 20-latek.