Piątkowe zawody wygrał Czech Roman Koudelka, a Kot był 19. - Mój pierwszy skok konkursowy był fajny, byłem z niego zadowolony, trener także. Była szansa walczyć w drugiej serii, ale ten drugi skok był już mocno spóźniony - przyznał po konkursie Kot. - To był błąd, który mocno zaważył na odległości. Robiłem, co mogłem, ale ciężko było już coś z tego uratować - zaznaczył. W pierwszej serii nie oglądaliśmy bardzo dalekich skoków. - Belka była ustawiona ostrożnie, można powiedzieć asekuracyjnie, ale wysokość rozbiegu była ok - powiedział Kot. - Spad nie jest przygotowany rewelacyjnie, jest nierówny i twardy, więc może lepiej było nie ryzykować dalekich skoków. Poza tym warunki były równe i wiatr w plecy, więc nie było niespodzianek, że ktoś dostał wiatr pod narty i odleciał - mówił o piątkowym konkursie nasz zawodnik. - To pokazuje, że jeśli warunki są równe, odległości mieszczą się w małym zakresie i jest bardzo ciasno. W trakcie pierwszej serii był moment, gdy pięciu Polaków okupowało pięć pierwszych miejsc. Kiedy publiczność będzie miała więcej powodów do radości już po konkursie? - Mam nadzieję, że już w przyszłym sezonie. Teraz walczymy o to, żeby godnie zakończyć ten sezon, bo całego nie uratujemy. Dobre zakończenie zawsze wpływa pozytywnie na kolejny sezon, więc pomału walczymy o przyszłość, dajemy z siebie wszystko - podsumował Kot. Z Wisły Waldemar Stelmach