"Biało-czerwoni" zajęli w rywalizacji zespołowej czwarte miejsce, ale trener Łukasz Kruczek prawdopodobnie dostał najważniejszą odpowiedź: którzy dwaj zawodnicy dołączą do trójki pewniaków i pojadą do Soczi. Szkoleniowiec nie chciał tego zdradzić i nie mówił o konkretnych nazwiskach, ale nie jest tajemnicą, że do tej pory najwyżej stały akcje mistrza świata Kamila Stocha oraz Piotra Żyły i Macieja Kota. O pozostałe miejsca walczy, a raczej walczyła, czwórka: Dawid Kubacki, Jan Ziobro, Klemens Murańka i Krzysztof Biegun. Dla tego ostatniego zabrakło miejsca w drużynie, z kolei Murańka był w sobotę w niej najsłabszy. Po narodzinach córki na solidnym i równym poziomie skacze Ziobro, błyszczy zaś Kubacki. W sobotę uzyskał 131 i 132,5 m i miał najwyższą notę w konkursie. W niedzielę na Wielkiej Krokwi głównym faworytem nie będzie jednak om, ale Stoch, który już dwa razy wygrał w Zakopanem. W tym sezonie był bezkonkurencyjny w zawodach PŚ w niemieckim Titisee-Neustadt i szwajcarskim Engelbergu, co zaowocowało prowadzeniem w klasyfikacji generalnej cyklu. Pod nieobecność wracającego do zdrowia po ciężkim wypadku Thomasa Morgensterna, Austriacy liczą przede wszystkim na Gregora Schlierenzauera, który w stolicy Tatr zwyciężył dotąd pięciokrotnie, oraz zwycięzcę Turnieju Czterech Skoczni Thomasa Dietharta. Ten jednak w zawodach drużynowych skakał nierówno. Piątkowe kwalifikacje wygrał zaś Michael Hayboeck. Powinni liczyć się też zwycięzca czwartkowego konkursu w Wiśle Niemiec Andreas Wellinger oraz reprezentanci Słowenii. Na gorący doping polskich kibiców liczyć może w sumie 11 "Biało-czerwonych"; awansu nie wywalczył tylko Bartłomiej Kłusek. Jak zmieniły się przez lata polskie skoki najlepiej świadczy fakt, że równo dwie dekady temu w mistrzostwach kraju rywalizowało... 10 skoczków. W tym gronie byli m.in. Robert Mateja i Zbigniew Klimowski, dziś współpracownicy Kruczka. Później nastała złota era Małysza, po którym pałeczkę przejął Stoch. Ale w kolejce po sukcesy czekają następni.