Jeśli już trzykrotny mistrz olimpijski, słynący z żelaznej psychiki i od wielu lat z powodzeniem dźwigający na swoich barkach presję, pozwala sobie na publiczną, dość pretensjonalną ripostę w kierunku Małysza, to może oznaczać, że sytuacja nawet dla niego nie jest komfortowa. Prestiżowy cykl Raw Air, po pełnych dramaturgii mistrzostwach świata, dopiero się zaczął, a broniący tytułu w skandynawskich zmaganiach Stoch już na starcie poniósł ogromne straty. Po czterech z piętnastu skoków, zaliczanych do klasyfikacji generalnej, wicemistrz świata z Seefeld zajmuje 10. miejsce. Do prowadzącego Norwega Roberta Johanssona dzieli go dystans 83,2 pkt. W poniedziałek, podczas drugiego przystanku w Lillehammer (8. rezultat w prologu), też nie powiało wielkim optymizmem, choć zdaniem 31-latka już był widoczny postęp jakościowy, w stosunku do występu w Oslo. - Poniedziałkowe skoki były w porządku, takie na luzie. W końcu znalazłem dobre czucie prostymi środkami, za bardzo nie kombinowałem. Ustaliliśmy z trenerem, że nie mam na siłę szukać idealnego skoku, tylko bardziej skupić się na prostych rozwiązaniach - powiedział Stoch w rozmowie z reporterem skijumping.pl. "Orzeł z Zębu" otwarcie przyznał, że trudniejsze od poradzenia sobie z wymagającymi warunkami wietrznymi, jest w tej chwili co innego. - Bardziej trudne jest utrzymanie emocji na wodzy i chęć zrobienia czegoś więcej niż się umie, ale myślę, że z tym też już dam sobie radę. Teraz najważniejsze to wrócić do dobrego, normalnego skakania - podkreślił wicelider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. - Wiadomo, że każdy ma gorsze dni, gorsze momenty. Gdy dużo negatywnych emocji się skumuluje, to przychodzi moment, gdy to wszystko wybucha. Jednak na szczęście nic nikomu się nie stało, wszyscy żyją - roześmiał się przed kamerą Stoch. Art