- To brzmi bardzo nielogicznie, wręcz niesprawiedliwie. Jesteśmy zaszczepieni, co weekend FIS wymaga od nas negatywnego wyniku testu w celu odebrania akredytacji, a teraz organizator wymyślił sobie dostarczenie wyniku niemieckiego testu. Czym on się różni? - pytał Małysz w rozmowie ze "Skijumping.pl", sugerując, że chodzi tutaj tylko o wyciągnięcie pieniędzy od ekip. - Prawdopodobnie stąd mają pieniądze na podniesienie nagrody finansowej dla zdobywcy Złotego Orła - dodawał legendarny skoczek.Przypomnijmy, że organizatorzy Turnieju Czterech Skoczni przesłali nowe wytyczne związane z koronawirusowymi obostrzeniami. Jednym z warunków uczestnictwa w imprezie jest wykonanie niemieckiego testu. Co więcej musi być wykonany w Bawarii. Nic więc dziwnego, że w obozie polskich skoczków pojawiło się oburzenie, zresztą nie tylko Polacy mają już tego dość. Szczególnie, że jak słusznie zauważył Małysz, testy wykonywane w Niemczech zapewne są tymi samymi, które można zrobić w innych krajach i pochodzą z Chin. Organizatorzy Turnieju Czterech skoczni odpowiedzieli jednak na zarzuty polskiego mistrza. Florian Stern, który odpowiada za skocznie w Oberstdorfie, w rozmowie z portalem "Sportschau" zapewnia, że protokół covidowy nie tylko został ustalony z lokalnymi władzami oraz z FIS, ale też sprawdził się podczas mistrzostw świata w 2021 roku. I dzięki niemu mamy pewność, że konkursy się odbędą.- Dodatkowe testy służą ochronie wszystkich zaangażowanych - stwierdził Stern.