"To był w końcu taki konkurs, na jaki czekaliśmy od początku sezonu. Zawodnicy skoczyli nareszcie swoje, ale i tak to nie było jeszcze do końca idealne. Nie były to zawody, po których można by było powiedzieć, że były w stu procentach udane i wszystko poszło tak, jakbyśmy chcieli" - podsumował. Najważniejsze, jego zdaniem jest, by Polacy byli widoczni w serii finałowej. "I tak teraz było. Na to właśnie nas stać, by czterech zawodników było w trzydziestce, a jeden w dziesiątce" - ocenił. Najlepszy z "Biało-czerwonych" był wracający po kontuzji dwukrotny mistrz olimpijski Kamil Stoch, który został sklasyfikowany na siódmej pozycji. W pierwszej serii miał jednak najgorsze warunki atmosferyczne z czołowej dziesiątki. "Przede wszystkim trzeba się doszlifować do czołówki, wtedy przebieg konkursu także inaczej wygląda i najlepsi mają zawsze te same warunki. W tej chwili Kamil jest w pozycji goniącego i jestem bardzo z niego zadowolony. Robi większe postępy niż się spodziewaliśmy i nie mógłbym oczekiwać czegoś więcej od niego w tej chwili" - powiedział Kruczek. Piotr Żyła, jako jedyny z Polaków, nie wystąpił w serii próbnej i na półmetku rywalizacji po skoku na 130,5 m był ósmy. Słabiej wypadł jednaj w finałowej serii i ostatecznie zajął 13. lokatę. "Myślę, że to była bardzo dobra decyzja, by nie puszczać Piotrka w serii próbnej. Podjęliśmy ją po konkursie w Garmisch-Partenkirchen i po pierwszym skoku miał bardzo dobrą pozycję wyjściową do finału. Drugi trochę zepsuł, miał też mniej korzystne warunki i dlatego trochę spadł w klasyfikacji" - powiedział szkoleniowiec. Dawid Kubacki był 22., a Aleksander Zniszczoł - 27. Wygrał Niemiec Richard Freitag, a rekord skoczni ustanowił Austriak Michael Hayboeck - 138 m. "Rekordy nie mówią jednak o jakości konkursu. Trzeba popatrzeć, jak on wyglądał. Dzisiaj były faktycznie warunki do tego, by skakać bardzo daleko. Szczególnie na dole wiało pod narty i dało się odlecieć" - przyznał Kruczek. Na razie nie została jeszcze podjęta ostateczna decyzja o tym, kto pojedzie na zawody na mamucim obiekcie w Kulm. "Zapadnie ona po zawodach w Bischofshofen. Na tę chwilę raczej Kamil nie pojedzie, bo potrzebujemy trochę ustabilizować pozycję dojazdową, ale to się jeszcze może zmienić. W tej chwili robi olbrzymi postępy i widać duże przeskoki formy. Jeśli nie będzie startować w Kulm, to wróci do kraju, chyba że tam nie byłaby skocznia gotowa" - powiedział trener. Ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni odbędzie się we wtorek w Bischofshofen. Dzień wcześniej odbędą się kwalifikacje. Transmisje w TVP i Eurosporcie.