"Biało-Czerwoni" w składzie: Piotr Żyła, Aleksander Zniszczoł, Kamil Stoch i Dawid Kubacki wyprzedzili drugą Słowenię o blisko 60 punktów. - Gratuluję zawodnikom, bo wykonali bardzo dobrą robotę. Nie ma co więcej mówić - mówił w rozmowie z dziennikarzami Doleżal. Niemiecką drużynę swojego niedawnego szefa, Stefana Horngachera, Polacy pod wodzą Czecha pokonali o 62,6 pkt. Wymarzony debiut? - Tak - mówił Doleżal, a jego radość mieszała się ze wzruszeniem. - Tak jest po prostu - dodał. Pod skocznią w Wiśle sympatycznego trenera wspierała żona i dzieci. Gdy tylko zszedł ze skoczni po konkursie, zaraz do nich popędził. - Bardzo się cieszymy. Możemy teraz spokojniej pracować i poprawiać się, bo nie wszystko jest jeszcze optymalne. Ale muszę pochwalić zawodników, bo w konkursie wykonali najlepsze skoki - podkreślił szkoleniowiec. W serii finałowej Stoch odpalił rakietę i wylądował na 134,5 m. Zaskoczył? - Kamil jest doświadczonym zawodnikiem. Po piątkowych kwalifikacjach analizowaliśmy wszystko, a Kamil umiał zrobić, co trzeba i zrobił to w drugim skoku bardzo dobrze - mówił Doleżal. Trener cieszył się także z dobrego występu Zniszczoła. - Bardzo dobrze sobie poradził. To była też dla niego nowa sytuacja. Olek trzema dobrymi skokami w piątek zasłużył i dostał szansę. I zrobił dobrą robotę - mówił Doleżal. Ogromna przewaga nad rywalami? - Na pewno zaskoczyła, zwłaszcza, że w serii próbnej nie było tak dobrze. Ale zawsze trening a zawody to dwie różne rzeczy - zaznaczył Czech. Mimo świetnego startu sezonu letniego, Doleżal wie, że wiele pracy jeszcze przed nim i skoczkami. - Już jestem w tym biznesie długo i wiem, że poziom do zimy jeszcze wzrośnie i musimy dalej pracować - zaznaczył. W niedzielę o 17.30 w Wiśle konkurs indywidualny z udziałem 11 Polaków. Z Wisły Waldemar Stelmach