Kibice przyzwyczajeni są, że dyskwalifikacje, najczęściej dotyczące mniej znanych zawodników spoza światowej czołówki, zdarzają się niemal w każdy weekend Pucharu Świata. Większość tego rodzaju przypadków dotyczy nieregulaminowych kombinezonów - nawet w ubiegłym tygodniu właśnie takie uchybienie stwierdzono u Macieja Kota, u którego skończyło się to właśnie dyskwalifikacją. W trakcie piątkowych kwalifikacji w Engelbergu Włoch Alex Insam został jednak wykluczony z zupełnie innego powodu. Zgodnie z procedurą startową skoczek czeka na zielone światło, które oznacza, że warunki na skoczni są odpowiednie i oddanie próby nie wiąże się z żadnym niebezpieczeństwem. W momencie, gdy światło się już pali, zawodnik otrzymuje jeszcze sygnał od swojego trenera, który wybiera najbardziej optymalny moment na skok. Insam nie zaczekał jednak na zielone światło, tylko przedwcześnie odbił się od belki. Za przekroczenie zasad Włoch został zdyskwalifikowany. Kara ma być także przestrogą dla innych skoczków - łagodne traktowanie oddania skoku przed zielonym światłem mogłoby sprawić, że zawodnik wystartowałby w warunkach niebezpiecznych, co mogłoby skończyć się wypadkiem. Właśnie na takie informacje czekali skoczkowie. Prognozy są jednoznaczne Komentatorzy myśleli, że pogubił się realizator W Engelbergu Insam oddał swój skok tuż po Kamilu Stochu. W trakcie telewizyjnej transmisji realizator pokazywał jeszcze ucieszonego Polaka, który właśnie objął prowadzenie, gdy nagle gwałtowanie zmienił ujęcie i przeniósł się do pokazywania Włocha, akurat wybijającego się już z progu. - Realizator zupełnie się pogubił - stwierdzili komentatorzy polskiego Eurosportu Igor Błachut i Marek Rudziński. W rzeczywistości nie była to jednak pomyłka realizatora - nie spodziewał się on prostu, że Insam będzie skakał aż tak szybko, więc zgodnie z zasadami prowadzenia transmisji pokazywał jeszcze ujęcie z kamery skierowanej na Stocha. Zdobył dwie Kryształowe Kule. Znów namiesza w PŚ?