Po konkursie Kruczek odpowiadał na pytania dziennikarzy. To piękna chwila dla pana jako trenera i Kamila Stocha jako zawodnika. Łukasz Kruczek: - Rzeczywiście, wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi. Tym bardziej, że przecież w tym sezonie przeżywaliśmy bardzo trudne momenty. A teraz cieszymy się z tytułu mistrza świata Kamila. To coś wspaniałego. Stoch prowadził wyraźnie po pierwszej serii. Były zatem nerwy przed finałową? - Pewnie, że tak, ale to głównie z powodu zmian belki startowej. W pewnym momencie zrobiło się straszliwe zamieszanie. Trenerzy przestali się w tym wszystkim orientować.Po konkursie na średniej skoczni podkreślił pan, że nie powiedzieliście ostatniego słowa. Przeczuwał pan, że tak właśnie może potoczyć się ten konkurs? - Scenariusza nigdy nie pisze się przed konkursem. Pewnie, że Kamil był tym zawodnikiem, który od początku mistrzostw świata znajdował się cały czas w czołówce, ale mogło się wszystko wydarzyć. Jak choćby to, co nas spotkało na średniej skoczni. Dzisiaj scenariusz był bardzo korzystny dla nas i z tego się cieszymy. Dobrze ułożyliśmy też taktycznie ten konkurs. Wszystkie elementy tym razem zagrały i dlatego teraz możemy cieszyć się ze zwycięstwa. Skąd wzięła się decyzja o obniżeniu belki? - Zagraliśmy tak, jak inni grali. W momencie, kiedy wszyscy zaczęli schodzić na 19. platformę startową, to my też postanowiliśmy wykonać ten manewr. Akurat w poniedziałek Kamil skakał na treningu z tej belki, więc byliśmy pewni, że da sobie radę. W czwartek mija dziesięć lat od sukcesu Adama Małysza na mistrzostwach świata w Predazzo na średniej skoczni. - To piękna symbolika. Dekada minęła od tego sukcesu i znowu Predazzo zdobyte. Może dobrze byłoby, gdyby częściej organizowali tutaj mistrzostwa.Można jakoś porównać Kamila Stocha i Adama Małysza? - Nie, to są całkiem różni zawodnicy, mają inne charaktery. Nie da się ich porównać.Trudno było odbudować Stocha w tak krótkim czasie po pechowym konkursie na średniej skoczni? - Myślę, że większą sztuką było odbudować Kamila po fatalnym początku sezonu. Były ciężkie chwile, ale właśnie wtedy ten sukces się narodził. To, że ta drużyna jest taka, a nie inna, że tak fajnie się prezentuje, to wynika z tych trudnych momentów. Bardzo duży wpływ na to wszystko, co wydarzyło się w tym sezonie miała rozmowa w Kuusamo, kiedy zamknęliśmy się we własnym gronie i przedyskutowaliśmy sytuację. Czuje się pan trenerem mistrza świata? - Jeszcze nie, ale to pewnie do mnie dotrze. W gnieździe trenerskim skakałem z radości, bo to przecież wymarzony sukces. Tytuł mistrza świata jest przecież marzeniem każdego sportowca i trenera. A jeszcze bardziej wyjątkowo smakuje taki, który rodził się w bólach. W dodatku przecież cały czas mierzymy się z bagażem zdobyczy Adama Małysza. Dlatego nie jest nam łatwo. Ale jeśli udaje się choć trochę wyjść cienia, to jest to jedna z najpiękniejszych chwil.