Jak przyznał, sukces Stocha to jedyny temat jego piątkowych rozmów z podopiecznymi i młodymi adeptami tej dyscypliny sportu. "Wszyscy są niesamowicie podbudowani, że Kamil potrafił pokonać plejadę znakomitych skoczków i wywalczyć złoty medal. Udowodnił, że może być najlepszy" - powiedział Szturc. Uważa on, że Stoch był w konkursie niesamowicie "nakręcony". Zauważył też, że podczas zawodów wszyscy skakali w niemal identycznych warunkach, co się rzadko zdarza. "Widać było, że Kamil cieszył się ze skoków i zapomniał już o występie na średnim obiekcie, gdzie był ósmy. Świadczy to, że jest w wysokiej formie" - dodał. Szkoleniowiec przyznał, że triumf Stocha jest sukcesem całego polskiego narciarstwa klasycznego, a fakt, że konkurs odbył się na obiekcie, gdzie równo 10 lat wcześniej w MŚ zwyciężył Adam Małysz, spina całą udaną dekadę klamrą. Szturc zna Stocha od jego dziecięcych lat. "Jest z rocznika 1987, jak m.in. mój wychowanek i podopieczny Piotrek Żyła. Zresztą sporo utalentowanych zawodników urodziło się właśnie w wtedy. Kamil, gdy miał 10 lat, skakał na Wielkiej Krokwi w stylu, który wskazywał, że wielka kariera stoi przed nim otworem. Brylował we wszystkich kategoriach wiekowych" - powiedział. Szturc przeanalizował wyniki czwartkowych zawodów, a gdy zsumował rezultaty wszystkich zawodników okazało się, że drużynowo Polska uzyskała czwarty wynik. W rywalizacji zespołów najlepsi byliby Austriacy, przed Niemcami i Norwegami. "Biało-czerwoni" wyprzedziliby Słoweńców i Japończyków. "To tylko papierkowe wyliczenia. Konkurs drużynowy, w którym skoczkowie muszą oddać osiem równych skoków, rządzi się swoimi prawami" - śmiał się Szturc. W piątek jego pięciu zawodników Wisły-Ustronianki trenowało na skoczni Skalite w Szczyrku, bo - jak wyjaśnił - nie opłaca się korzystać ze skoczni w Wiśle dla tak małej grupy.