Po skokach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen rywalizacja przenosi się do Austrii. W piątek o godz. 14 odbędą się kwalifikacje do trzeciego konkursu w Innsbrucku. Pomimo fantastycznej dyspozycji na początku sezonu Polacy jak na razie nie odgrywają większej roli w TCS. O postawę "Biało-czerwonych" zapytaliśmy jedynego polskiego mistrza olimpijskiego w skokach narciarskich. Panie Wojciechu, Kamil Stoch miał walczyć o końcowe zwycięstwo, reszta o pierwszą piętnastkę, a tymczasem Stoch jest 9., Żyła już nie wystartuje, a inni, poza Murańką, też nie zachwycają. Wojciech Fortuna (mistrz olimpijski w skokach narciarskich z Sapporo): - Żadnej krytyki pod adresem naszej kadry! Zostało coraz mniej czasu do igrzysk olimpijskich, widać, że nasi nie są jeszcze w takiej formie, jaką zaprezentują w Soczi. Na pewno wpływ na to miał fakt, że po konkursach w Engelbergu praktycznie nie mieli treningów na śniegu, ale podczas igrzysk pokażą to, co mają najlepsze. No, ale Stoch był głównym faworytem do wygranej. - Zależy dla kogo. Dla mnie niekoniecznie. Turniej Czterech Skoczni to bardzo specyficzne zawody, na których my Polacy nie czujemy się najlepiej. Kamil nie jest w gazie i nie trzeba być nie wiadomo jakim ekspertem, aby to zauważyć. Wierzę jednak Kruczkowi, że dobrze przygotuje jego i cały zespół, a w najważniejszym momencie wszystko odpali. Zresztą jak popatrzymy na osiągnięcia Stocha w ostatnich trzech sezonach, to widać, że im dłużej trwa sezon, tym on radzi sobie lepiej. Naprawdę, nie ma powodu do niepokoju. Czyli mamy się nie martwić słabą formą Piotra Żyły? - On bardzo przeżył fakt, że nie zakwalifikował się do konkursu w Garmisch-Partenkirchen. Kruczek zrobił dobry ruch, odsyłając go na treningi do Planicy. Piotrek się męczył, a to przecież żaden wstyd odpuścić jakiś konkurs i pojechać potrenować. Tak przecież robił chociażby Adam Małysz. Myślę, że Kruczek zdecyduje wycofać całą kadrę z któregoś z konkursów Pucharu Świata, aby doszlifować formę na Soczi. Kiepską dyspozycję Żyły wykorzystał Klemens Murańka. Czy to zaskoczenie dla pana, że jest w tej chwili numerem dwa w polskiej kadrze? - W żadnym wypadku. Przecież Klimek to aktualny wicemistrz świata juniorów, zarówno indywidualnie jak i w drużynie. To nie przypadek, poza tym od lat mówi się o nim jako o wielkim talencie. Trochę bałem się, że nie dostaje szansy w Pucharze Świata, ale kiedy tylko raz na niego postanowiono, on już sam dostarczył argumentów. Podoba mi się jego regularność. Jak trzeba skoczyć przynajmniej 130 metrów, to na pewno osiągnie taką odległość, a jak pokazał w Engelbergu, gdzie zajął siódme miejsce, potrafi tez zaskoczyć. Jest młody i odważny, jak mu coś odbije w Soczi i odda dwa równe dalekie skoki, to może nawet zostać mistrzem olimpijskim. Wcale się nie zdziwię. Murańka jest dwunasty w Turnieju Czterech Skoczni, ale wszyscy są oczarowani Thomasem Diethartem, pan także? - Austriacy mają to swoje magiczne gimnazjum, z którego wyciągają kolejnych skoczków niczym magik króliki z kapelusza. Przecież przed kilkoma laty w podobny sposób objawił się Gregor Schlirenzauer. Diethart to na pewno faworyt do wygrania Turnieju Czterech Skoczni i medalu w Soczi. Zresztą, w ogóle Austriacy to dla mnie główni kandydaci do zgarnięcia najważniejszych laurów podczas igrzysk olimpijski. Mają jeszcze Thomasa Morgensterna. - Nie mogę się przestać zachwycać tym chłopakiem. Przecież miał poważny upadek w Engelbergu, w TCS skacze ze złamanym palcem, a tu proszę, jest drugi. Może ta nasza dyskusja o medalach w Soczi jest bez sensu, bo znów w kapitalnej formie jest Simon Ammann. Czy znowu zabierze złote medale dla siebie? - Jestem pod wrażeniem tego, jak wspaniale potrafi się przygotować do sezonu olimpijskiego. Na pewno będzie groźny, ma już cztery złote krążki z Salt Lake City i Vancouver, kolejne to byłaby już przesada. Rozmawiał: Krzysztof Oliwa