Artur Gac, Interia: Wiemy już, że Polski Związek Narciarski złożył kandydaturę Wisły do Międzynarodowej Federacji Narciarskiej na organizację w Polsce dodatkowych konkursów PŚ. Jak wyglądała "kuchnia" tej decyzji, pamiętając, że w grze był jeszcze Szczyrk? Andrzej Wąsowicz: - Były prowadzone rozmowy przez prezesa związku i sekretarza generalnego z wszystkimi osobami. Ja, jako organizator zawodów w Wiśle, też brałem w tym udział i zapadła zgoda wszystkich. Jako że Zakopane organizuje swoje zawody w dniach 14-16 stycznia, a FIS pewnie by nie przyjął pomysłu robienia konkursów w tym samym miejscu tydzień po tygodniu, stąd w moim kierunku padła taka propozycja. Dzisiaj rozmawiałem z Adamem Małyszem, który mnie przekonał, że dla polskich zawodników dodatkowy weekend ze skokami w naszym kraju to korzystne rozwiązanie. Dlatego zgodziłem się na taki pomysł, by zawody w Wiśle odbyły się w dniach 21-23 stycznia. Teraz czekamy na formalną decyzję FIS-u, bo sądzimy, że Sandro Pertile (dyrektor PŚ - przyp. AG) rozmawiał nie tylko z nami, ale też z innymi krajami. Jeśli decyzja będzie pomyślna, przystąpimy do organizacji. Skocznię mamy gotową, zapas śniegu jest, więc nie trzeba go naprędce produkować. A mnie będzie to cieszyć podwójnie, bo walczyłem o termin styczniowy i teraz, zupełnym przypadkiem, udałoby się go załatwić. No właśnie, walczył pan, ale już zdążył spisać pomysł na straty akurat w tym sezonie. - Spisałem, aczkolwiek rozumiałem argumenty Sandro. Wiadomo, że w roku olimpijskim panuje ciasnota w kalendarzu, a są obecne miasta, które częściej organizują Puchar Świata. Dlatego zgodziłem się na termin grudniowy. Myślałem, że już wszystko mamy za sobą, a tu znów trzeba się mobilizować i brać do roboty. Jak pan pewnie zauważył, wyszedł nam się niedawny PŚ w Wiśle. Nawet zapowiadano, że nie uda się ze względu na wiatr, ale ja mam szczęście i wszystko zakończyło się pomyślnie. Powiedział pan, że został przekonany przez Adama Małysza do słuszności tego pomysłu. Rozumiem, że pan miał wątpliwości? - Tak, nie ukrywam, że byłem lekko sceptyczny. Wie pan, w normalnej sytuacji praca przygotowawcza rozpoczyna się na trzy, a niejednokrotnie cztery miesiące przed zawodami. A tu nagle mamy decyzję i w kilka tygodni trzeba się z wszystkim wyrobić. Chcielibyśmy, aby konkursy były biletowane, bo trzeba walczyć o kasę. W związku z tym będę nalegał na Pertile, aby decyzja zapadła jak najszybciej. Już pod koniec tego tygodnia trzeba podjąć pewne działania. Kto zostanie najlepszym sportowcem 2021 roku? - GŁOSUJ TUTAJ! Decyzja Pertile jest kluczowa, ale kwestia wpuszczenia kibiców może się ważyć do końca i będzie zależna od sytuacji epidemicznej w kraju. - Ważne, że mamy już przećwiczoną jedną rzecz, czyli sprzedaż biletów dla zaszczepionych osób. I to wypaliło. Mieliśmy pełne trybuny kibiców i na razie nie mam sygnałów, żeby ludzie wyjechali z Wisły pozarażani. Wiemy, jak to robić i jesteśmy jeszcze w rozpędzie po niedawno zakończonym Pucharze Świata. Dlatego organizację przeprowadziłbym na bazie tych samych ludzi i doświadczeń. Myślę, że kolejnym razem to też przyniosłoby udany efekt. Kibic to oczywiście gwarant atmosfery sportowego święta, ale powiedział pan też wprost - i dobrze - że ludzie pod skocznią to również zastrzyk finansowy. W optymistycznym wariancie, gdyby obiekt w Wiśle mógł w komplecie wypełnić się kibicami, to o jakich przychodach z biletów mówimy? - To kwota rzędu 800-900 tysięcy złotych. Całkiem spora sumka. - Kiedyś powiedziałem już otwarcie i mogę to udowodnić obliczeniami, że aby zorganizować PŚ na odpowiednim poziomie, wywiązać się z nagród i wypłat, trzeba wydać 1,5 miliona złotych. I takie pieniądze trzeba znaleźć. To pokazuje, że nawet maksymalny przychód z biletów to dużo za mało. Trzeba mieć zbudowany budżet na mocnych fundamentach. - Dlatego pierwsze moje pytanie do pana prezesa i sekretarza brzmiało tak: "a co z kasą?". I to trzeba sobie powiedzieć wprost, że dzisiaj nie mówiłbym tak otwarcie o kolejnych zawodach w Wiśle, gdybyśmy nie mieli deklaracji naszych sprawdzonych partnerów, finansujących te przedsięwzięcia. Dzięki temu spokojnie podchodzimy do tematu, bo nawet gdyby bilety nie sprzedały się na zadowalającym poziomie, co biorę pod uwagę ze względu za konkursy tydzień po weekendzie w Zakopanem, to i tak przedsięwzięcie nam się opłaci. Z drugiej strony będzie to już ostatnia prosta przed igrzyskami w Pekinie. Do tego jeśli Polacy zaczną błyszczeć i udowodniliby to na Wielkiej Krokwi, to sądzę, że również obiekt Adama Małysza może pękać w szwach. - Zawsze podkreślam, że na skokach mamy wspaniałą publikę, którą tworzą ludzie zjeżdżający z całej Polski. A przecież w samej aglomeracji śląskiej, gdzie się mieścimy, mieszka cztery miliony ludzi. Dlatego ma kto do nas przyjechać. Cały czas wraca pomysł, aby w Polsce zainaugurować cykl, który na stałe wszedłby do kalendarza i budował swoją renomę na wzór Turnieju Czterech Skoczni. - Ja myślę, że Pertile już nam to obiecał. Podczas rozmowy w bardzo wąskim gronie wyraźnie powiedział, że gdyby nie rok olimpijski, to już w tym sezonie mielibyśmy podwójny weekend ze skokami w Polsce na obiektach w Wiśle i Zakopanem. Proszę zauważyć, co wydarzy się teraz. Po zawodach na Wielkiej Krokwi część ekip nie pojedzie do Finlandii lub Norwegii, tylko pozostaną w Polsce. I sądzę, że przyjadą do nas. Czyli już to będzie jakąś namiastką tego, co może się wydarzyć. Więc po co to robimy? Ano właśnie po to, żeby kolejny raz potwierdzić w FIS-ie, że warto w nas inwestować, powierzając nam zawody, bo potrafimy je organizować i gościć najlepszych na najwyższym poziomie. Skoczkowie o pobycie w Polsce wypowiadają się naprawdę ciepło. Oczywiście jedni bardziej lubią Zakopane, inni Wisłę, wszak każdy obiekt ma swoją specyfikę. Niemniej za kilka tygodni wykonamy kolejny krok do przodu i sądzę, myśląc już o sezonie poolimpijskim, iż rzeczony pomysł z konkursami w Polsce może się zmaterializować. Zatem doprecyzujmy: coś na kształt, by w ciągu tygodnia odbyło się w Polsce kilka konkursów. I zamiennie, tylko w Wiśle i Zakopanem? - Na początku rozmowy nadmienił pan o Szczyrku i myślę, że ten pomysł też rozwiniemy. Jako prezes Śląsko-Beskidzkiego Związku Narciarskiego mam wiele klubów ze Szczyrku i muszę dbać o to miasto. Dlatego gdyby ziścił się polski turniej, to pośrodku, czyli w środę lub w czwartek, jeden konkurs zorganizowalibyśmy na normalnej skoczni pięknego kompleksu "Skalite". Myślę sobie, że do realizacji takiego pomysłu potrzebna jest wysoka forma naszych zawodników. Dzisiaj grupa skoczków, która trenowała w Ramsau, przyjechała do nas i z wielką przyjemnością patrzyłem na skoki Kuby Wolnego. Myślę, że już wrócił do dobrej dyspozycji i będzie silnym punktem pierwszej kadry. Rozmawiał Artur Gac