Nie ma dwóch zdań, że porażka z dużo niżej notowaną Słowenią chluby naszym zawodnikom nie przynosi. Zwłaszcza, że kilka dni wcześniej "Biało-czerwoni" ograli, choć nie bez trudu, podopiecznych Andrei Gianiego (3:1). Spodziewaliśmy się, że w 1/4 finału też mogą być małe kłopoty, ale chyba nikt nie zakładał porażki. O pierwszych dwóch setach w wykonaniu Polaków lepiej nie wspominać. Na stojąco nie da się wygrać nie tylko ze Słowenią. Pościg "Biało-czerwonych" omal nie zakończył się powodzeniem. Mieliśmy nawet piłkę meczową i gdyby została wykorzystana, to w ogóle nie byłoby dyskusji. Teraz mówilibyśmy o szansach w półfinale.Najbardziej boli to, że polski zespół doznał porażki z europejskim średniakiem. Gdyby wyeliminowali nas Włosi, Rosjanie czy Francuzi, to pewnie łatwiej byłoby to przełknąć. A tak przez Polskę toczy się fala dyskusji o przyczynach niepowodzenia i to nie tylko w mistrzostwach Europy. Pod lupą znalazł się cały sezon i jego najważniejsze imprezy: Liga Światowa, Puchar Świata i mistrzostwa Europy. "Światówkę" podopieczni Antigi ukończyli tuż za podium. W Pucharze Świata zajęli trzecie miejsce, a przepustki na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro dostały tylko dwa pierwsze. Czempionat Starego Kontynentu wypadł najsłabiej. Trenera rozlicza się z wyników i rzeczywiście Stephane Antiga znalazł się na cenzurowanym. Czy jednak posuwać się aż tak daleko, żeby zwalniać Francuza? Czy już zapomnieliśmy, że rok temu Antiga doprowadził naszą reprezentację do wielkiego sukcesu, na który czekaliśmy 40 lat? Na pewno zasługuje na to, żeby obdarzyć go zaufaniem. Nerwowe ruchy mogą skończyć się źle. Potrzebna jest spokojna, chłodna analiza, bez emocji i plan, jak pogodzić interesy klubowe i reprezentacji. Już w styczniu w Berlinie druga szansa przed Polakami na wywalczenie awansu do Rio. Czasu niewiele, a za dwa tygodnie startuje przecież liga.Powierzenie reprezentacji Polski trenerskiemu żółtodziobowi było ogromną niespodzianką. ówczesne władze PZPS-u miały jednak nosa, bo Antiga w swoim debiutanckim sezonie w roli szkoleniowca poprowadził "Biało-czerwonych" do złotego medalu mistrzostw świata. Takim sukcesem w historii polskiej siatkówki mógł pochwalić się jedynie legendarny Hubert Wagner. Apetyt na kolejne medale wielkich imprez wzrósł, a przecież z reprezentacją pożegnało się kilku kluczowych zawodników: Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Paweł Zagumny i Krzysztof Ignaczak. Z tym musiał zmierzyć się Antiga. Okazało się, że znalezienie ich godnych następców jest trudne. Francuz poświęcił Ligę Światową na dokonanie selekcji i wybór optymalnego, jego zdaniem składu, na najważniejszą imprezę sezonu, czyli Puchar Świata w Japonii. Celem numer jeden był awans na igrzyska w Rio.W Kraju Kwitnącej Wiśni wszystko układało się po myśli Polaków. "Biało-czerwoni" szli jak burza wygrywając 10 meczów z rzędu. Zachwycaliśmy się ich grą, kiedy z kwitkiem odprawiali kolejnych rywali. Nikt nie wytykał wtedy, że Antiga dokonał złego wyboru kadrowiczów. Cel był na wyciągnięcie ręki, a jednak się nie udało. Sprawdził się czarny scenariusz. Jedna jedyna porażka w tym turnieju z Włochami okazała się bardzo kosztowna. Słychać było opinie, że Antiga zbyt mało rotował składem podczas tych morderczych zawodów i po prostu zabrakło "pary" w decydującym momencie. Być może, ale przecież Amerykanie cały turniej grali praktycznie jedną "szóstką" i cieszyli się z końcowego triumfu. Nasi dali z siebie wszystko, co do tego nikt chyba nie ma wątpliwości, ale zamiast radości były łzy smutku i totalne załamanie, kiedy stali na podium odbierając brązowe medale. Ledwo kadrowicze wrócili z Japonii, a już trzeba było szykować się na mistrzostwa Europy. Bez chwili odpoczynku, bez czasu na mentalny reset. Antiga zabrał do Bułgarii tych samych ludzi, co walczyli w Japonii, "Oczywiście w Polsce jest wielu zawodników, którzy mają wielki potencjał i talent, ale uznałem, że już miesiąc nie trenują z kadrą. Są w klubach, a przygotowanie fizyczne jest wtedy całkowicie inne. Nie chciałem też robić nowej selekcji, zwłaszcza po wyczerpującym Pucharze Świata, bo taka sytuacja jest strasznie stresująca dla samych siatkarzy. Moim zdaniem nie było sensu jej znowu przeprowadzać. Tym bardziej, że atmosfera w kadrze nadal była dobra" - tłumaczył selekcjoner "Biało-czerwonych". I trudno nie przyznać mu racji. Wielu trenerów postąpiłoby identycznie. Od początku turnieju widać było jednak, że Puchar Świata odcisnął piętno, zwłaszcza w sferze mentalnej. Mimo to w fazie grupowej problemów nie było, ale w ćwierćfinale solidni Słoweńcy obnażyli nasze słabości i zamknęli nam drzwi do strefy medalowej.Sami zawodnicy wiedzą, że zaliczyli wpadkę. Mateusz Mika bez ogródek stwierdził: "Za nami buraczany sezon". Kapitan Michał Kubiak powiedział natomiast: "Jesteśmy sobie sami winni. Na pewno przedyskutujemy co się stało, bo nie można tego tak zostawić. Trzeba otwarcie powiedzieć, że ponieśliśmy porażkę. Nie zapominajmy jednak o tym, że najważniejszym dla nas celem będzie kwalifikacja olimpijska". Dla siatkarzy i trenera Antigi, to lekcja na przyszłość. Wiele osób może uznać ten sezon za nieudany, ale pamiętać należy, że zabrakło naprawdę niewiele, żeby nastroje były zupełnie inne. Krytycy Antigi powinni się wsłuchać w słowa Karola Kłosa: "Przed samymi kwalifikacjami nie ma co wymyślać i robić jakichś cudów. To nie trener zawalił, a my. Zawodnicy byli na boisku".Antiga już wyciąga wnioski i zapowiada: "Selekcja teraz zaczyna się do nowa i każdy może znaleźć się w kadrze. Postaram się, by mieć w styczniu najlepszych siatkarzy na danych pozycjach". Francuz zaznaczył, że do reprezentacji mogą wrócić Wlazły, Winiarski i Zagumny jeśli tylko zechcą i będą lepsi od innych. Trener "Biało-czerwonych" wie doskonale, że brak reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro to byłby dramat i wtedy jego posada byłaby poważnie zagrożona. Do tego czasu dajmy mu spokojnie pracować. Autor: Robert Kopeć