- Polacy naprawdę bardzo fajnie zagrali. Wyszli na luzie i od początku byli bardzo skoncentrowani na tym, co mają zrobić. My w każdym secie popełnialiśmy zbyt wiele niewymuszonych błędów. Nie było momentu, w którym byśmy się obudzili. To zadecydowało o niekorzystnym dla nas rezultacie. A już jak czasem zdobyliśmy dwa punkty z rzędu, to kolejna piłka szła w aut - ocenił 29-letni zawodnik. Jednak nie tylko "Biało-czerwoni" byli dla nich przeszkodą, a również światła w hali. - Potwornie nas oślepiały. Warunki były jednak takie same dla wszystkich. Polacy lepiej sobie poradzili, zagrali dobrą siatkówkę, bez błędów, wszystkie nasze ataki podbijali i przeprowadzali skuteczne kontry - dodał. Mimo wszystko, dla Słowaków występ w ćwierćfinale było historycznym sukcesem. - Ale mogliśmy jeszcze więcej osiągnąć. W szatni wyglądało to bardzo fajnie, nie byliśmy stremowani i początek też był całkiem niezły, ale bez ataku i zagrywki w dzisiejszej siatkówce nie można osiągnąć sukcesu. Właśnie te elementy Polakom wychodziły, a u nas kompletnie to zawiodło. Zagraliśmy jak kadeci - podkreślił Sopko. Rozgoryczony jest zwłaszcza dlatego, że w fazie grupowej Słowacy wygrali wszystkie trzy mecze i nic nie wskazywało na to, że ćwierćfinał oddadzą praktycznie bez walki. - W Pradze wszystko potoczyło się dla nas idealnie. Komplet zwycięstw, byliśmy zwolnieni z barażu, mieliśmy dwa dni wolnego. To był dla całej słowackiej siatkówki wielki sukces. Przyjechaliśmy tutaj i wszystko się odwróciło. I nagle jeden mecz wszystko zepsuł i zadecydował o tym, czy zrobimy kolejny krok albo odpadniemy. Wracamy niestety do domu, oczywiście z historycznym miejscem, ale i tak nie jesteśmy zadowoleni - przyznał. Polacy, obrońcy tytułu, w półfinale zmierzą się z Włochami. Mecz odbędzie się w sobotę w Wiedniu.