W reprezentacji jest dwóch libero. W składzie jest Piotr Gacek, a Krzysztof Ignaczak turniej ogląda z trybun. Czy też dostanie swoją szansę? Trener polskich siatkarzy Daniel Castellani: - Na pewno nie będę po każdym meczu zmieniał libero. W tej chwili gra Piotrek. Ta drużyna musi z każdym meczem nabierać pewności siebie, a zmiany by to zaburzyły. Co musi się zatem stać, by doszło do zmian? Kontuzje? - Mam nadzieję, że ich nie będzie. Każdy przeciwnik jest inny, a Igła i Gato (Ignaczak i Gacek - przyp. PAP) mają też różny styl gry. W tej chwili nie widzę sensu, by cokolwiek zmieniać. Jest dobrze tak jak jest, ale może dojść do sytuacji, że będziemy mieć za rywala zespół, którego sposób gry będzie odpowiadał bardziej umiejętnościom Krzysztofa. Wtedy na pewno to on wyjdzie na parkiet. Polska reprezentacja gra coraz lepiej. - Tak i dlatego nie należy wprowadzać radykalnych zmian. Ci chłopcy muszą nabierać pewności siebie. Jeśli w tej chwili zacząłbym mieszać w składzie, pojawiłyby się wątpliwości - zagram czy nie zagram, a drużyna musi czuć się przede wszystkim dobrze i pewnie. Mam wrażenie, że o składzie pierwszej szóstki zadecydował pan już podczas memoriału Huberta Wagnera. - Też tak myślałem, ale chociażby przykład libero. Igła podczas ostatnich dziesięciu dni mnie zaskoczył. Pokazał, że jest w znakomitej formie, mocno walczył. Miałem chwile zwątpienia i nie wiedziałem w końcu, czy to właśnie na niego nie postawić. Po przeanalizowaniu przeciwników doszliśmy do wniosku, że Gato w tej chwili bardziej nam się przyda. Może nie jest tak dobry w obronie, ale Krzysztof ma jeszcze problemy z odbiorem zagrywki typu flop, a zawodników w ten sposób serwujących jest bardzo dużo. Dlatego taka, a nie inna decyzja. Na trybunach siedzi także atakujący Marcel Gromadowski. Czy on dostanie swoją szansę? - On jest naprawdę w dobrej formie. Myślę, że ta sprawa jest otwarta i możliwe, że znajdzie się w którymś meczu w dwunastce. Może już w kolejnym z Turcją? - Nie sądzę, ale może... Wszyscy zawodnicy na pytanie, czy myślą już o półfinale odpowiadają zgodnie, że nie. Interesuje ich tylko najbliższe spotkanie. Czy to jest właśnie pana filozofia? Skupianie się na najbliższym rywalu, a nie myśl o medalach? - To bardzo dobrze, że tak mówią. Jeśli chcesz do czegoś dojść, musisz stworzyć pewną konstrukcję. By ją zbudować, musisz iść krok po kroku, nie dotrze się jednym skokiem na szczyt. Dlatego koncentracja na wyłącznie jednym meczu jest bardzo istotna. Nie myślmy o półfinale, bo w nim jeszcze nie jesteśmy. Całą energię należy wkładać w najbliższe spotkanie. Potem trzeba odpocząć i jest kolejne. Nie przyspieszajmy, bo to może wprowadzić tylko niepotrzebną nerwowość. Jak pan to robi, że zawodnicy w każdej sytuacji zachowują spokój. Nerwowości nie pokazali nawet w trzecim secie meczu z Niemcami, kiedy przegrywali już 21:24. Potrafili doprowadzić do wyrównania i mało brakowało, a wygraliby. - Dużo z nimi rozmawiam. Oczekuję od nich, by walczyli, bez względu na to, czy przegrywają 21:24, czy wygrywają 16:11. Chcę widzieć walkę na boisku o każdą piłkę, chcę by prezentowali agresywny styl gry, ale nie histeryzowali. Poza tym muszą skupiać się na grze w danym secie. Nie myśleć, że mogą sobie pozwolić na przegranie jednego, bo i tak wygrywają 2:0. Normalne jest, że nie można zawsze zwyciężać 3:0, dlatego nie róbmy dramatu z tego, że przegraliśmy parę piłek. Nie myślmy o tym, a walczmy o kolejne. Co jest więc siłą reprezentacji Polski? - Jest w kadrze czternastu zawodników i każdy z nich jest pełnowartościowym zmiennikiem. To jest turniej, nie gramy tu jednego meczu. Nie ma graczy, którzy wytrzymają aż do finału, prezentując cały czas bardzo wysoką formę. Dlatego właśnie tak ważni są zawodnicy, którzy robią zmiany. Czy widzi pan większą pewność siebie u siatkarzy po tych dwóch wygranych? - Zdecydowanie tak. Oni wierzą w ten system, który tworzymy, zaczynają wierzyć w swoją siłę, technikę. W każdym meczu będą czuli się jeszcze lepiej, ale takie właśnie były założenia. Tak wygląda nasza konstrukcja, by po każdym spotkaniu na boisko wchodziła jeszcze lepsza drużyna. Czy zatem Polacy są na tyle silni, że są w stanie w Turcji wywalczyć medal? - (śmiech) Nie wiem. Próbujemy. Porozmawiamy jednak po finale. Wtedy będę mógł powiedzieć - +tak! zrobiliśmy to!+ albo wręcz odwrotnie. Jeśli się nie uda, przeprowadzimy dokładnie analizę, dlaczego wróciliśmy bez medalu. Będzie trzeba stworzyć nowy program przygotowań, wprowadzić inny trening. Zresztą... Jeśli staniemy na podium będzie to samo. Przecież nie jesteśmy idealni i na pewno będziemy robić analizę co było dobre, a co należy jeszcze poprawić. To jest sport. Przed meczem z Niemcami mówiliście, że to bardziej wymagający przeciwnik niż Francja, z którą wygraliście także 3:1. Przebieg spotkania wyglądał jednak całkiem inaczej i wydawało się, że łatwiej wam się gra. - Spodziewaliśmy się trudniejszego meczu. U nas właściwie wszystko zagrało tak jak powinno. Skupiliśmy się na dobrej zagrywce, przyjęciu i obronie, a to dało bardzo dobre efekty. Poza tym nasz blok był nie do przejścia. Jak będziemy go w ten sposób ustawiać, to kłopoty mogą mieć wszystkie drużyny, które z nami zagrają. Czy ostatni mecz grupowy z Turcją będzie tym najłatwiejszym? - Nie sądzę. Gramy przeciwko gospodarzom. Oni mają wsparcie publiczności, chcą walczyć, pokazać się przed kibicami z jak najlepszej strony. Trzeba być bardzo skoncentrowanym i uważnym. Poza tym chyba trochę ściany im pomagają. Widać to było w meczu Turcji z Niemcami. Przegrali nieznacznie 2:3. - To jest całkowicie normalne. Tak się dzieje na całym świecie. W Brazylii, Argentynie, Polsce. Zawsze sędziowie pomagają gospodarzom. Musimy się po prostu przygotować do grania w takich warunkach. Wiemy o tym, że niektóre piłki będą po prostu przegrane. Musimy się zatem skupić na precyzyjnym bloku, lepszej obronie. Mecz z Turcją rozpocznie się w Izmirze w sobotę o godz. 19.00 czasu polskiego. W Izmirze rozmawiała Marta Pietrewicz