Wydawało się, że w Lidze Światowej gracie jak z nut. Awansowaliście do Final Six, mówiliście otwarcie o medalu. Skończyło się na czwartym miejscu. Co się stało? Marcin Możdżonek: - Na katastrofę składa się wiele elementów, tak samo było tutaj. Mieszanka braku szczęścia, złych czysto siatkarskich decyzji na boisku, zagrań nie takich jak powinniśmy i zamiast pierwszego miejsca, od którego byliśmy o krok, zajęliśmy czwarte. To jest piękno i brutalność sportu zarazem. Czy z perspektywy czasu uważa pan, że czwarte miejsce w Lidze Światowej to porażka czy sukces? - Czwarte miejsce jest zawsze porażką i tylko w ten sposób należy do tego podchodzić. Mam tylko nadzieję, że przekujemy to w sukces na Pucharze Świata, wyciągniemy odpowiednie wnioski i będzie to dla nas dobra lekcja. Co prawda przed startem Ligi Światowej nie byliśmy wymieniani w gronie faworytów, ale jak już dotarliśmy do turnieju finałowego to byliśmy jednym z głównych pretendentów do końcowego zwycięstwa. Niestety tak się nasze losy boiskowe potoczyły, że zajęliśmy czwarte, czyli najgorsze dla nas miejsce. Uważa pan, że wyniki z Ligi Światowej będą miały przełożenie na najważniejszą imprezę tego sezonu, czyli Puchar Świata? - To impreza bardzo trudna. Jedenaście meczów do rozegranie w czternaście dni. Morderczy maraton. Będą Stany Zjednoczone, które w tej chwili moim zdaniem tworzą najlepszy zespół na świecie. Groźnym przeciwnikiem będą Włosi. Dojdzie też Rosja, która będzie chciała na pewno zmazać plamę na honorze, którą była tegoroczna Liga Światowa. Będzie Iran, a także wiele innych zespołów, nazwijmy ich egzotycznymi, ale nie będzie się można potknąć nawet w meczach z nimi, bo każda strata punktu, a nawet seta, może skutkować brakiem awansu na igrzyska olimpijskie. Przygotowania zaczynacie już 1 sierpnia. Szybko jak na turniej, który rozpocznie się 8 września. - To prawda, ale chcemy się do tego bardzo dobrze przygotować, bo Puchar Świata to najtrudniejszy turniej, jaki możemy sobie wyobrazić. Jeśli zatem będziemy mieli trochę szczęścia i będziemy dobrze przygotowani, to jesteśmy w stanie wywalczyć kwalifikację do igrzysk. A tylko zajęcie jednego z dwóch miejsc daje taką gwarancję. Wraca pan do polskiej ligi i od przyszłego sezonu będzie pan grać w Cuprum Lubin. Skąd taka decyzja? - To nowy klub i nowe wyzwanie. O to właśnie chodzi. To zespół z ogromnym potencjałem, który z czasem będzie mierzyć w najwyższe cele. Chce się rozwijać metodą małych kroków, a jednym z tych kroków jest chociażby pozyskanie mojej osoby, z czego jestem bardzo zadowolony. W Lublinie jest bardzo dobry trener - Rumun Gheorghe Cretu, z którym rozmawiałem i który nakreślił mi wizję budowania drużyny. Od dawna mieliśmy kontakt i m.in. dla niego zdecydowałem się na zmianę klubu. Za rok igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Brazylia jest przygotowana na tak dużą imprezę? - Uważam, że tak. Brazylia jest przygotowana i pokazała to już w mistrzostwach świata w piłce nożnej, choć oczywiście nie można tych dwóch imprez porównać do siebie. A były jakieś niedociągnięcia, jak byliście w Rio? - Było ich nawet sporo. Nie chcę jednak o tym mówić, bo to były drobnostki, które były wprawdzie irytujące, ale na takie rzeczy my, jako zawodnicy, nie mamy wpływu, dlatego w takich momentach trzeba po prostu skupić się na tym, co mamy do wykonania. Mówi się wiele o tym, że Rio de Janeiro to zakorkowane miasto. Wy też tego doświadczyliście? - Mieszkaliśmy jakieś 30 minut od hali. Nie odczuliśmy jakoś szczególnie, żeby coś się działo, a my też byliśmy na takie sytuacje przygotowani. Przejazd nigdy nie przeciągnął się bardziej niż o 10 minut. A jak ocenia pan sam obiekt? - Bardzo przyjemny do gry. Świetnie słychać kibiców, dobra kubatura. Ja już grałem tam po raz trzeci, więc wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Szkoda tylko, że na razie ta hala nie jest dla nas szczęśliwa. Zobacz materiał TVP Sport o Campie Marcina Możdżonka: