Amerykanie przerwali tym samym hegemonię "canarinhos" w tych prestiżowych rozgrywkach. Brazylijczycy w ostatnich pięciu edycjach nie mieli sobie równych. Zespoły Brazylii i USA uraczyły komplet widzów w hali "Maracanazinho" w Rio de Janeiro i miliony przed telewizorami znakomitym spotkaniem. Mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Siatkarze dwoili się i troili w obronie, popisywali się atomowymi atakami, nie brakowało także świetnych bloków i trudnych zagrywek. Brazylia, która od dobrych kilku lat wygrywa wszystko, co jest do wygrania, przystąpiła do tego spotkania w roli zdecydowanych faworytów. "Canarinhos" awansowali do półfinału odprawiając w trzech setach groźnych Rosjan i Japończyków. Amerykanie zaś gładko przegrali z Serbami (0:3), i pokonali reprezentację Polski po ciężkim pięciosetowym boju. W opinii fachowców, Amerykanie w tych spotkaniach dalecy byli od swojej normalnej dyspozycji. "Jankesi" udowodnili, że jest to ekipa z którą najlepsi muszą się liczyć zawsze. Podopieczni Hugh McCutcheona zagrali bez żadnych kompleksów, z mocnym postanowieniem pokrzyżowania szyków Brazylijczykom, którym marzył się ósmy triumf w Lidze Światowej i wyrównanie rekordu Włochów. W pierwszym secie toczyła się zażarta walka punkt za punkt. Ciężar zdobywania punktów w zespole amerykańskim wzięli na siebie Clayton Stanley i Riley Salmon. Dobrze funkcjonował także amerykański blok, a znany z występów w Polskiej Lidze Siatkówki libero Richard Lambourne wyczyniał cuda w obronie. W końcówce pierwszej partii Amerykanie osiągnęli dwa punkty przewagi i jak się później okazało, wystarczyło to do wygrania pierwszej partii 25:23. Mała niespodzianka stała się faktem. To nie koniec zaskoczeń ze strony Amerykanów. "Jankesi" poszli za ciosem, a Brazylijczycy nie mogli odnaleźć swojego rytmu gry. Koncert w wykonaniu USA trwał nadal. Duże brawa należą im się zwłaszcza za grę w defensywie, a kontrataki w ich wykonaniu były zabójcze dla Brazylijczyków. Celował w tym Stanley i dynamiczny William Priddy. Na dodatek, "canarinhos" mieli kłopoty ze sforsowaniem szczelnego i równego bloku reprezentacji USA. Biorąc to pod uwagę, trudno się dziwić, ze Amerykanie szybko "odskoczyli" gospodarzom w drugim secie na trzy punkty (10:7). Trener Brazylii Bernardo Rezende starał się zmienić obraz gry swojego zespołu dokonując zmian. Pogoń Brazylijczyków jednak nie przyniosła rezultatu. Drugi set również padł łupem Amerykanów 25:22 i ogromna sensacja wisiała na włosku. Trzeciego seta Brazylijczycy rozpoczęli z trzema zmianami w porównaniu z wyjściowym składem. Za rozegranie odpowiadał teraz syn trenera Bruno Rezende. Roszady przyniosły skutek. Coraz lepiej spisywał się lider "canarinhos" Giba, a w funkcjonującym dotąd perfekcyjnie amerykańskim zespole zaczęły mnożyć się błędy. Brazylijczycy objęli prowadzenie 12:9 i wydawało się, że kontrolują przebieg wydarzeń na boisku. Amerykanie jednak szybko wrócili do wysokiego poziomu. Błyskawicznie odrobili straty, a na drugą przerwę techniczną schodzili z dwupunktowym prowadzeniem (16:14). Brazylia nie zamierzała jednak łatwo się poddać. Gospodarze doprowadzili do remisu i byli bliscy wygrania trzeciego seta. Mieli nawet piłki setowe. Amerykanie wyszli jednak z opresji i wygrali dramatyczną trzecią partię 27:25 i cały mecz 3:0! USA w wielkim finale! Brazylia zagra tylko o brąz! W cieniu meczu Brazylia - USA o awans do wielkiego finału walczyli siatkarze Serbii i Rosji. Podopieczni Igora Kolakovica potwierdzili, że mają zespół wysokiej klasy i będę jednymi z głównych faworytów zbliżających się igrzysk olimpijskich w Pekinie. Serbowie nadspodziewanie łatwo pokonali Rosję 3:0 i zagrają z Amerykanami w wielkim finale. Wyniki półfinałów Final Six w Rio de Janeiro: Brazylia - USA 0:3 (23:25, 22:25, 25:27) Brazylia: Marcelo Elgarten, Andre Heller, Giba, Andre Nascimento, Gustavo Endres, Dante Amaral, Sergio Santos (libero) oraz Bruno Rezende, Anderson Rodrigues, Samuel Fuchs, Rodrigo Santana USA: Lloy Ball, David Lee, William Priddy, Ryan Millar, Riley Salmon, Clayton Stanley, Richard Lambourne (libero) oraz Scott Touzinsky, Thomas Hoff. Serbia - Rosja 3:0 (25:19, 25:19, 25:23) Serbia: Grbic, Nikic, Miljkovic, Bjelica, Janic, Podrascanin, Samardzic (libero) oraz Bojovic, Kovacevic Rosja: Grankin, Kosariew, Tietiuchin, Wołkow, Michaiłow, Kuleszow, Werbow (libero) oraz Połtawski, Chamuckich, Bierieżko, Ostapienko.