- Nie przygotowałem niczego specjalnego na kryzysowy moment. Nie boję się pierwszego przegranego seta - podkreślił argentyński szkoleniowiec. - Powinien on podziałać jak szczepionka, uodpornić zespół i dodać mu jeszcze mobilizacji. Staram się przekonać zawodników, że ich najlepszym meczem będzie ten, który zaraz mają do rozegrania. To nie moja idea, można ją znaleźć w psychologii sportu - dodał Lozano. - Nie mówię, że przylecieliśmy do Japonii po medal, ale to nie znaczy, że nie chcę go zdobyć. Mojemu zespołowi nie jest teraz potrzebna duża presja. Taka, jaka zjadła faworytów choćby podczas piłkarskich mistrzostw świata. Naszą silną stroną jest to, że mam do dyspozycji 12 zawodników, mogę zrobić zmianę w dowolnym momencie i drużyna gra na takim samym poziomie. Na razie walczymy podstawowym składem. Wychodzę z założenia, że dopóki coś się nie psuje, to nie ma sensu zmieniać i ryzykować. Jeśli będzie trzeba, zrobię nawet sześć zmian, ale taki moment jeszcze nie nadszedł. Cieszę się, że mój zespół gra każdy mecz z taką determinacją, jakby był pierwszy w turnieju, w którym trzeba dać z siebie wszystko. Trzeba uważać, bo w tak długiej imprezie jeden występ może wiele zmienić - zakończył Lozano.