Spodek, jak zwykle na meczach polskich siatkarzy, wypełnił się po brzegi kibicami spragnionymi, żeby znów zobaczyć w akcji mistrzów świata. Inna sprawa, że do Katowic przyjechały mocne drużyny. Amerykanie to brązowi medaliści pamiętnych mistrzostw świata z ubiegłego roku, a Brazylia zdobyła we Włoszech i w Bułgarii srebro. Najmniej utytułowani w tym gronie są Australijczycy, ale w piątkowym spotkaniu z "Biało-Czerwonymi" czy w sobotnim z "Canarinhos", kiedy byli bliscy sprawienia sensacji, pokazali, że trzeba się z nimi liczyć i w siatkówkę grać potrafią. Z Amerykanami podopieczni Vitala Heynena stoczyli niesamowity pięciosetowy bój w półfinale czempionatu globu w 2018 roku, który otworzył nam drogę do złota. Fani liczyli, że do powtórki dojdzie w Katowicach. Wśród wybrańców Heynena znalazło się aż 12 graczy, którzy brali udział w tamtym dreszczowcu. Nie było tylko kontuzjowanego Bartosza Kurka i Damiana Schulza. Co innego Amerykanie. Trener John Speraw postanowił wykorzystać Ligę Narodów, żeby wprowadzić do drużyny nowe twarze czy dać szansę zawodnikom, którzy dotąd grali mniej. Może sobie na to pozwolić, bo Amerykanie mają zagwarantowany występ w Final Six, ponieważ są jego gospodarzami. Heynen też zamierza eksperymentować, ale w kolejnych turniejach Ligi Narodów. W Spodku postawił na mistrzów świata, co było ukłonem w stronę kibiców. W pojedynku z Australią w naszym zespole prym wiedli Dawid Konarski i Mateusz Bieniek. Obaj pokazali, że na starcie sezonu reprezentacyjnego są w znakomitej dyspozycji. Heynen podjął decyzję, że przeciwko USA 29-letni atakujący zacznie na ławce rezerwowych. Jego miejsce zajął Bartłomiej Bołądź. To nie jedyna zmiana, jakiej dokonał charyzmatyczny szkoleniowiec w porównaniu z pojedynkiem z Australią. Na rozegraniu wystąpił Grzegorz Łomacz. Duet środowych tworzyli Bieniek i Jakub Kochanowski, za przyjęcie odpowiadali Michał Kubiak i Aleksander Śliwka, a na libero zagrał Damian Wojtaszek. Na dzień dobry piłkę dostał Bołądź, który w piątek wchodził na zmiany i widać było, że jest lekko stremowany. Łomacz postanowił, że pomoże mu oswoić się z gorącą atmosferą na meczach kadry. 24-letni atakujący skutecznie zaatakował z prawego skrzydła, a za moment popisał się dobrym blokiem. Niewiele brakowało, a Bołądź zdobyłby punkt na 4:1. Sprytnie wypchnął piłkę po rękach rywali, ale Amerykanie poprosili o challenge. Okazało się, że nasz zawodnik musnął siatkę i punkt trafił na konto USA. W początkowych fragmentach siatkarze obu drużyn psuli sporo zagrywek. Nie brakowało jednak długich wymian, które rozstrzygali na swoją korzyść goście. W naszych szeregach szwankowała skuteczność. Na pierwszej przerwie technicznej Amerykanie prowadzili 8:6. Mimo niezłego przyjęcia Polacy mieli kłopot, żeby zdobyć punkt w pierwszej akcji. Próbowali Kubiak, Śliwka, Bołądź, ale bezskutecznie. Amerykanie dobrze ustawiali się w obronie, podbijali nasze ataki i sami wyprowadzali groźne kontry, w których brylowali Torey Defalco i Kyle Russell. Na dodatek rywale ustawiali szczelny blok, o czym w krótkim odstępie czasu przekonał się Kubiak, który dostał dwie "czapy". Na drugiej przerwie technicznej strata Orłów wynosiła już sześć "oczek" (10:16). Wtedy do akcji wkroczyli kibice. "W górę serca, Polska wygra mecz!" - dopingowali fani. Nie pomogło. Nawet tak skuteczny w meczu z Australią Bieniek został zatrzymany (11:18). Kiedy asa zaserwował Garrett Muagututia, Amerykanie "odjechali" na 21:13. Kompletnie nieudany set w wykonaniu "Biało-Czerwonych" zakończył Kubiak zagrywką w siatkę. Rywale przeważali w każdym elemencie, ale zwłaszcza w ataku. Skuteczność Orłów wynosiła zaledwie 38 procent, a gości aż 58. Na drugą partię Polacy wyszli zmobilizowani. Zaczęło się od dobrego serwisu Kubiaka. Do tego gospodarze dołożyli lepszą grę w obronie, a przede wszystkim na siatce. Kontry kończyli Śliwka i Bołądź, więc szybko zrobiło się 5:0 dla nas. Lepszego początku nie można było sobie wymarzyć. Speraw wybił Orłów z uderzenia biorąc czas, a serię Polaków przerwał Muagututia. Amerykanie błyskawicznie doprowadzili do wyrównania 5:5. Jednak na przerwę techniczną w lepszych humorach schodzili "Biało-Czerwoni". Trzy punkty przewagi były dziełem zagrywek Kochanowskiego (8:5). Gra Polaków wyglądała dużo lepiej niż w pierwszym secie, co przełożyło się na wynik. Kiedy Śliwka wygrał pojedynek z rywalami na siatce było 11:6. Dużo dobrego wniosło też pojawienie się na boisku duetu Drzyzga - Konarski. Druga przerwa techniczna odbyła się przy prowadzeniu mistrzów świata 16:11. Po powrocie na boisko nasza przewaga topniała w zastraszającym tempie. W jednym ustawieniu straciliśmy trzy punkty, a po asie Davida Smitha było tylko 16:14 dla nas. Na szczęście amerykański środkowy popsuł zagrywkę i mogliśmy, przynajmniej na chwilę, odetchnąć. Pomocną dłoń wyciągnęli też Amerykanie. Konkretnie Russell, który przekroczył linię ataku, i znów prowadziliśmy w miarę bezpiecznie (19:15). Gdyby Orły prezentowały formę z ubiegłorocznego mundialu o wynik można było być spokojnym. Ale do takiej dyspozycji jeszcze daleko. "Biało-Czerwoni" nie wykorzystali dwóch setboli, a kiedy Konarski zaatakował w aut, Amerykanie wyrównali na 24:24. Za moment sami mieli piłkę setową po akcji Mitchella Stahla. Przy życiu utrzymał nas Śliwka. Znów nastąpił zwrot akcji, bo setbola dał Polakom Konarski (26:25). Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę rywali, kiedy ze skrzydła huknął Muagututia. Śliwka ponownie nas uratował (27:27). Wreszcie dał o sobie znać blok Orłów (zatrzymany Defalco), dzięki czemu setową mieli Polacy. Po raz kolejny sytuacja się odwróciła po asie Stahla (30:29 dla USA). Na tym nie koniec. Z tej wojny nerwów zwycięsko wyszli Polacy, a wygraną 34:32 zapewnili Kubiak i Śliwka - bohaterowie ostatnich akcji. Na trzeciego seta "Biało-Czerwoni" wyszli z Drzyzgą i Konarskim w składzie. Wyrównany początek zapowiadał, że kibice mogą znów być świadkami dreszczowca. Wynik oscylował wokół remisu 4:4, 6:6. Żywiołowy charakter Heynena dał o sobie znać, kiedy sędziowie nie zauważyli, że po bloku Orłów piłka otarła się jeszcze od Muagututii. Belg gestykulował, dyskutował, wytykając błąd arbitrom. Challenge zweryfikował akcję na korzyść Polaków, co wywołało aplauz kibiców (9:6). Amerykanie błyskawicznie doprowadzili do remisu 11:11. Na drugiej przerwie technicznej minimalnie z przodu byli gospodarze (16:15). Efektowny atak z krótkiej zademonstrował Bieniek. Żadnej z drużyn nie udawało się wypracować większej przewagi niż jeden punkt. Ofiarność w defensywie Polacy zaprezentowali przy stanie 17:17. Śliwka nogą zdołał obronić piłkę nad bandami reklamowymi, a Kubiak przebił na drugą stronę. Za moment gospodarze znów dali popis w obronie, ale tym razem mogli wyprowadzić atak. Piłkę dostał Konarski, który został zablokowany. Niebezpiecznie zrobiło się, kiedy Amerykanie "odskoczyli" na dwa punkty (21:19). Do remisu 21:21 doprowadził kapitalnym pojedynczym blokiem Kubiak. Powtórka z końcówki drugiego seta? Prawie, ale niestety bez happy endu. Kubiak atomową zagrywką zapewnił setbola (24:23). Amerykanie wyszli z opresji i szansa na zakończenie seta przeszła na ich stronę. "Biało-Czerwoni" dzielnie się bronili, ale w końcu Russell huknął po bloku. 28:26 dla USA. Amerykanie z impetem rozpoczęli czwartego seta. Mocno ryzykowali w polu zagrywki i przynosiło to efekt. Nasi przyjmujący mieli duże kłopoty z atomowymi serwisami rywali i przez to skrzydłowi męczyli się w ataku. Przy stanie 2:6 Konarski świetnie minął potrójny blok. Dał w ten sposób sygnał kolegom, że czas ruszyć w pościg. Jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną straty zostały odrobione (7:7). Niesieni gorącym dopingiem Polacy od stanu 9:9 zdobyli pięć punktów z rzędu. W tym fragmencie wszystko wychodziło Orłom idealnie: zagrywka, atak, blok. W krótkim odstępie czasu Speraw wykorzystał dwie przysługujące mu przerwy. Passę "Biało-Czerwonych" przerwał z krótkiej Stahl (15:11). W tym spotkaniu było już tyle zwrotów akcji, że można było spodziewać się wszystkiego. Jak szybko Polacy wypracowali przewagę, tak szybko niemal ją stracili. A wszystko przez Muagututia i jego mocne zagrywki. Amerykanie zbliżyli się na dwa punkty (13:15). Na szczęście pogoń rywali w porę powstrzymali "Biało-Czerwoni". Kubiak natomiast pokazał, że też potrafi mocno serwować. Po asie naszego kapitana było 18:14. I wtedy Polacy stanęli. Znów pojawiły się kłopoty ze skończeniem ataku, co wykorzystali przeciwnicy. A po tym jak Konarski został zablokowany, z bezpiecznej przewagi został tylko punkt (18:17). Do remisu 21:21 doprowadził Kyle Ensing z przechodzącej piłki po niedokładnym przyjęciu Śliwki. W końcówce więcej zimnej krwi zachowali Polacy. Po ataku Bieńka z krótkiej mieliśmy setbola (24:23), który od razu został wykorzystany z pomocą Defalco. Amerykanin pomylił się w ataku. O zwycięstwie w tym spotkaniu zadecydował tie-break. Siatkarze mieli już w nogach dwie i pół godziny walki, ale żaden zespół nie zamierzał "odpuszczać". Kibice oglądali zażartą bitwę punkt za punkt. Zmiana stron boiska nastąpiła przy stanie 8:7 dla Polski. Wreszcie nastąpił przełom, kiedy pomylił się w ataku Muagututia. W następnej akcji znakomitą obroną popisał się Śliwka, a kontrę skończył Konarski (10:7). Za moment było jeszcze lepiej. Błąd Amerykanów sprawił, że od wygranej dzieliły "Biało-Czerwonych" cztery punkty. Takiej przewagi mistrzowie świata nie zmarnowali. Ostatnie akcje spotkania kibice w Spodku obserwowali na stojąco. Zwycięstwo 3:2 przypieczętował Bieniek. W niedzielę ostatni dzień turnieju w Katowicach. O godz. 14.00 Australia zmierzy się z USA, a trzy godziny później Polacy zagrają z Brazylią. Robert Kopeć, Katowice Polska - USA 3:2 (17:25, 34:32, 26:28, 25:23, 15:9) Polska: Grzegorz Łomacz, Michał Kubiak, Jakub Kochanowski, Bartłomiej Bołądź, Aleksander Śliwka, Mateusz Bieniek, Damian Wojtaszek (libero) oraz Fabian Drzyzga, Dawid Konarski, Piotr Nowakowski, Artur Szalpuk. USA: Mitchell Stahl, Kawika Shoji, Torey Defalco, Garrett Muagututia, David Smith, Kyle Russell, Erik Shoji (libero) oraz Micah Ma'a, Joshua Tuaniga, Kyle Ensing. Sędziowali: Erdal Akinci (Turcja) i Stefano Cesare (Włochy) Widzów: 8952