Olgierd Kwiatkowski, Interia: Co panu dał występ w Lidze Narodów? Marcin Janusz, rozgrywający reprezentacji Polski: - Dużo doświadczenia. Widzę to grając każdy kolejny mecz, jak bardzo to jest ważne, by brać udział w takich turniejach. Mecze reprezentacyjne na tym najwyższym poziomie to jest zupełnie inne granie niż mamy na co dzień w lidze. Presja, emocje są zupełnie innego rodzaju. Liczę, że to zaprocentuje w przyszłości. Reprezentacja, która zagrała w Chicago, znajduje się w rytmie meczowym, a pierwsza kadra trenuje. Może to więc wasza drużyna powinna pojechać do Gdańska na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich? - W tych stwierdzeniach jest dużo hurraoptymizmu. Na wyrost. To prawda, zagraliśmy bardzo dobry turniej. Ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w drużynie na kwalifikacje są mistrzowie świata, zawodnicy najwyższej klasy. Oni bardzo ciężko trenują, przygotowują się do tego ważnego turnieju i wszyscy im kibicujemy. My tylko pokazaliśmy, że jesteśmy gotowi pomóc pierwszej drużynie. Nigdy jednak nie powiedziałbym, że powinniśmy pojechać do Gdańska na turniej eliminacyjny do igrzysk. Jak można traktować obecną siłę reprezentacji Polski, której zaplecze wygrywa dwukrotnie z Brazylią. W turnieju w Gdańsku przeciwnikami kadry będą: Tunezja, Francja, Słowenia? - Trzeba pamiętać, że to jest jeden mecz grany z każdym z tych przeciwników. Każdy taki mecz gra się pod ogromną presją. Na tym poziomie każdy wynik jest możliwy. Najlepiej pokazaliśmy to my - w Chicago, bo przecież nikt na nas nie stawiał. W jaki sposób was traktuje Vital Heynen? - Cieszę się, że trafiłem na okres kiedy Vital jest pierwszym trenerem. On daje szanse, każdy ma szansę pograć, każdy coś z tego wyniesie. To budujące na przyszłość. A wy jak traktujecie medal zdobyty w USA? - Nikt na nas nie stawiał. Szczerze powiedziawszy nie to, że nie wierzyliśmy, ale były wątpliwości, co jesteśmy w stanie osiągnąć. Na początku trudno nam było uwierzyć w ten sukces. Pojechaliśmy w takim składzie, bez solidnego przygotowania. Wygraliśmy dwa razy z Brazylią. To była piękna przygoda, którą zapamiętamy na całe życie. Bardzo świętowaliście ten sukces? - Spokojnie. Spotkaliśmy się wszyscy razem, było wspólne wyjście, ale bez szaleństw. Co dalej z tą drużyną? - W najbliższych dniach będziemy się dowiadywać. Część chłopaków pojechała do Zakopanego, część ma wolne i będzie trenować indywidualnie. Ważnych turniejów jest w tym roku mnóstwo. Wszyscy zostajemy w gotowości. Vital ma jakiś plan, ale nie wszystko zdradza. Jakby pan ocenił tę sytuację na koniec turnieju i wyjazd trenera Vitala Heynena? - Nie chciałbym za bardzo tego komentować. To są decyzje Vitala. Mamy szeroki skład, ponad 20 zawodników, którymi trzeba się zająć. Pierwszy docelowy skład trenuje w Zakopanem. Czytałem wywiad, że ta drużyna mu się wymyka, kiedy go brakuje. Ja go doskonale rozumiem, że chce jej dopilnować. I nie ma co przesadzać. Został z nami, mieliśmy odprawę taktyczną w dniu meczu z Brazylią. Pomógł nam na tyle, ile mógł. Wcześniej nas o wszystkim informował. Zdawaliśmy sobie sprawę, jak to będzie wyglądać. Byliśmy skupieni, żeby wygrać medal. Dla nas to byłoby wielkie osiągnięcie i staraliśmy się nie rozmyślać na inne tematy. Brązowy medal w Lidze Narodów, dwa zwycięstwa z Brazylią - te sukcesy odniosła drużyna, którą trudno nazwać pierwszą reprezentacją. Czym wytłumaczyć to, że mamy tak silne zaplecze reprezentacyjne. Bo to jest fenomen? - Jedynym wytłumaczeniem jest mocna liga. Mamy masę dobrych zespołów na równym, dobrym poziomie. Może nie mamy topowych marek europejskich, ale jest równo. Każdy mecz jest ciężko grać i mamy dużo polskich zawodników w lidze. Bardzo nam to pomaga. Ten rok i tak samo ubiegły rok, w którym też często dochodziło do rotacji składu, pokazał, że mamy ogromne siatkarskie rezerwy. Jestem zdania, że mamy najsilniejsze zaplecze na świecie. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski