PAP: Mówi się, że mecze z Brazylijczykami przed ich publicznością to coś szczególnego. Pan jest jednak już jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze. Czy zatem nadal taki wyjazd wiąże się z podwyższoną adrenaliną? Krzysztof Ignaczak: - Faktycznie, dla mnie to chleb powszedni, ale dla moich kolegów to będzie spore przeżycie, bo większość z nich jeszcze nie była w Brazylii i nie miała okazji zagrać w tamtejszym klimacie, przy gorącej publiczności. Na pewno są podekscytowani. Ja już kilka razy tam grałem i wiem, czego mogę się spodziewać. Cieszy się pan jeszcze na takie wyjazdy? - Zawsze się cieszę. To forma pewnego rodzaju przygody. Można zwiedzić kawałek świata. Jesteśmy wyczynowymi sportowcami i dzięki temu możemy wiele miejsc zobaczyć. Gdy siedzi się w jakimś miejscu prawie tydzień, czy nawet dłużej, to nawet mimochodem można wiele zobaczyć. Będziecie w Brazylii tuż przed piłkarskim mundialem. Czego się pan spodziewa? - Słyszałem, że wiele osób strajkuje przeciwko gigantycznym wydatkom na organizację tych mistrzostw, a odsetek ludzi biednych powiększa się w zastraszającym tempie. Sytuacja polityczna podobno jest napięta, ale mam nadzieję, że w żaden sposób to nas nie dotknie. Brazylia w Lidze Światowej ma już na koncie dwie porażki z Włochami. Wy nie jesteście w najmocniejszym składzie. Na co więc możemy liczyć? - Trener dał odpocząć liderom i myślę, że to słuszna koncepcja. Każdy musi zregenerować siły i akurat ten moment jest odpowiedni, bo za chwilę wejdziemy w rytm przygotowań do mistrzostw świata w Polsce. Ale, jak powiedziałem wcześniej, dla tych, którzy polecieli do Brazylii po raz pierwszy, to kapitalna sprawa - mogą pokazać się z dobrej strony i udowodnić, że nie tylko trzon kadry potrafi grać w siatkówkę. Jestem pewien, że na parkiecie w Brazylii pokażemy wszystkie swoje umiejętności i zostawimy serce na parkiecie, by wydrzeć rywalom choć jedno zwycięstwo. Mówi pan, że siatkarze dostają szansę udowodnienia, iż reprezentacja to nie tylko dwanaście tych samych nazwisk. Jako jeden z najbardziej doświadczonych zawodników też pan czuje, że musi jeszcze coś pokazać? - Uważam, że nie. Po prostu chcę pomagać tej drużynie. Mam nadzieję, że oprócz budowania atmosfery, pełnienia roli dobrego ducha w drużynie, dołożę też cegiełkę umiejętności i doświadczenia. Final Six to jest wasz cel czy też Liga Światowa ma być tylko etapem przygotowań do mistrzostw globu? - Fajnie byłoby awansować, bo tam będą drużyny, które później będą liczyć się w walce o tytuł mistrza świata. Dlatego moglibyśmy sprawdzić, ile ewentualnie nam do nich brakuje i co jeszcze trzeba poprawić. Da nam to odpowiedź, z czym przyjdzie nam się zmierzyć parę tygodni później. Tyle że wyjście z naszej grupy eliminacyjnej wcale nie będzie łatwe: oprócz Brazylii mamy też Iran i Włochy. Co prawda Ci ostatni, jako gospodarz, występ w turnieju finałowym mają zapewniony z urzędu, ale dwaj pozostali rywale do awansu są naprawdę mocni. Wydaje się, że Iran jest najsłabszą ekipą w waszej grupie i powinniście sobie z nimi poradzić... - Apeluję już teraz, by nie lekceważyć tego zespołu, bo w ostatnich latach ta drużyna zrobiła ogromny postęp i nie mam wątpliwości, że w tych rozgrywkach Ligi Światowej urwie komuś punkty. Mam tylko nadzieję, że nie nam. A nawet jeśli, to i tak stać nas na awans do turnieju finałowego. Rozmawiała Marta Pietrewicz