- Jestem bardziej zadowolony z tego, że wylosowaliśmy Bułgarów niż jakbyśmy trafili na Francuzów - powiedział w rozmowie z PAP atakujący "Biało-czerwonych". Dlaczego? - Tu już nie ma słabych zespołów. Francuzi mają dużo argumentów na to, by coraz lepiej grać i to robią. Oni mogą pokonać nawet Rosjan w półfinale. Poza tym chyba Bułgarów dosyć dobrze znacie? - Dokładnie. Musimy się skupić na ich grze, wiemy jak się poruszają na parkiecie. Znamy ich umiejętności. Niedawno graliśmy z nimi dwa sparingi i wiemy, czym mogą nas zaskoczyć. Taktycznie jesteśmy przygotowani. Teraz jest to tylko kwestia wykonania - w danym dniu i o określonej godzinie. Czym się różni ta Bułgaria od tej, którą pokonaliście trzy lata temu w półfinale mistrzostw świata w Japonii? - Przede wszystkim mają innego, lepszego trenera - Silvano Prandiego. To jest na pewno dla nich duży impuls. Mają teraz znacznie lepszy blok. Poza tym funkcjonują jako zespół lepiej. Sama gra niewiele się różni. Na parkiet wybiegają praktycznie ci sami ludzie. Uważa pan zatem, że mentalnie się zmienili? - Jak się wygrywa to atmosfera w drużynie zawsze jest w porządku. Nagle się wszyscy kochają. Bułgarzy mieli to do siebie, że często się kłócili. Myślę, że włoski szkoleniowiec postawił im jasno cel. Są więc świadomi swojej gry i czują, że mogą coś w Turcji zrobić. Wkłada im do głowy, że są w stanie zdobyć mistrzostwo Europy. Widać to po ich zachowaniu i grze. Słyszał pan wypowiedź Władimira Nikołowa? Nazwał losowanie niesprawiedliwym, bowiem w grupie E, według niego, występowały znacznie słabsze drużyny, kiedy oni, w Stambule, musieli bić się z najlepszymi. - Słyszałem, że zaczynają płakać. Widocznie jakieś kompleksy mają. Ale to dobrze, bo to znaczy, że nie są aż tak mocni. To dodatkowa motywacja? - Jej nam nie zabraknie, ale to na pewno dodatkowe impulsy, które dodadzą nam jeszcze kopa. Którego z zawodników zna pan najlepiej? - Chyba z Nikołowem plątaliśmy się ciągle gdzieś tam po kadrach. To jest kluczowy siatkarz w tej ekipie. To bardzo dobry zawodnik, grający w niezłym klubie. Denerwuje się jednak jak mu coś nie idzie i to dobrze, bo dobrymi akcjami można go wyprowadzić z równowagi. Zresztą taka jest cała drużyna. Jak im przestaje wychodzić, to zaczynają gdzieś tam, między sobą coś gadać. Wpływ Prandiego może być tu znaczący i nie będą się już tak obrażać na siebie. Odpoczynek w wygranym w czwartek meczu z Grecją wynikał z pana zmęczenia, czy tak po prostu zadecydował szkoleniowiec? - Na pewno jakieś tam zmęczenie się pojawiło. Grałem cztery mecze z rzędu, a dwa ostatnie po pięć setów, ale to trener podjął taką decyzję. Może to i było dobre posunięcie? Zagrali Kuba Jarosz i Michał Ruciak, którzy mogą być potrzebni w tym dwumeczu, który nas czeka. Oni poczuli tę grę z boiska, a ja z Michałem Bąkiewiczem odpoczęliśmy. Sądząc po porannym treningu, to było słuszne posunięcie. Czy to ważne dla pana, że wychodzi w pierwszej szóstce? - Na pewno psychicznie to pomaga, jeśli zawodnik wie, że jest podstawowym graczem. Wtedy jest bardziej pewny siebie. To znacznie łatwiejsze dla mnie i dla innych, kiedy wiemy kto gra, a nie zastanawiamy się nad tym, kto tym razem wyjdzie. Kiedy pan się dowiedział, że będzie w tej drużynie? - Jeszcze jak trwał sezon ligowy rozmawiałem z trenerem Danielem Castellanim, jak on wyobraża sobie współpracę. Do końca nie było wiadomo kto będzie grał w reprezentacji. Powiedziałem mu, że jestem cały czas do dyspozycji. Tak się stało, że się przydałem. Od razu było wiadomo, że to właśnie w ataku będzie pan występował? - Wszystko szło w tym kierunku. Castellani pracował z Mariuszem Wlazłym, wiedział jakie ma problemy zdrowotne. Czy myślami nie wracacie do mistrzostw świata w Japonii, gdzie też spotkaliście się w półfinale z Bułgarią? - Nie. To są tylko miłe wspomnienia i to się nie liczy. To się może też podobnie układa, ale nie możemy patrzeć w przeszłość. Przed nami nowe wyzwania, nowy zespół. Fajny ten nowy zespół. -Tak i czujemy, że możemy coś zrobić jeszcze w tym turnieju. Może i tak być, że wyjedziemy z pustymi rękoma. Mamy już czwarte miejsce, ale co z tego? Nikt nie jest z tej lokaty zadowolony, a to świadczy o tym, że każdy czuje, iż stać nas na więcej. Czwarte miejsce nie już sukcesem? - Dla sportowca nigdy nie będzie. Mam większe ambicje i uważam, że stać nas na to, by stanąć na podium. Może kiedyś w dalekiej przyszłości, jak będziemy siedzieć i wspominać przy piwie powiemy "a czwarte miejsce w Europie, nie było złe". Ale na tym turnieju chcemy czegoś więcej. Jaki cel wam określił przed mistrzostwami Europy Daniel Castellani? - Nigdy nie mówił, że jedziemy po złoto. Dla niego celem w każdym meczu, nieważne czy o stawkę, czy w sparingu, jest zwycięstwo. Mamy wygrywać i iść do przodu. Nie ma czegoś takiego - a zagramy sobie, a spróbujemy, może się uda. Takie słownictwo w ogóle się nie pojawia. Wręcz przeciwnie. Po to pracujemy, by najbliższy mecz wygrać. Mecz półfinałowy z Bułgarami rozpocznie się w Izmirze o godz. 16.30 czasu polskiego. Trzy godziny później na parkiet wyjdą Rosjanie i Francuzi. Walka o medale - w niedzielę. Z Izmiru - Marta Pietrewicz