Trener "Biało-czerwonych" Andrea Anastasi mówił przed rozpoczęciem turnieju finałowego, że jego podopiecznych stać na awans do najlepszej czwórki. Zadanie trudne do wykonania, ale jak najbardziej w zasięgu Polaków. Nasi siatkarze trafili w grupie na wymagających rywali, jednak skład grupy F wydaje się być zdecydowanie mocniejszy. Z Bułgarią, pierwszym rywalem w turnieju, Polacy mieli rachunki do wyrównania. To właśnie zespół z Bałkanów wyrzucił "Biało-czerwonych" za burtę ostatnich mistrzostw świata we Włoszech. Okazja do rewanżu idealna. W rozpracowaniu rywali zapewne pomógł nasz rozgrywający Łukasz Żygadło, który doskonale zna ich asa atutowego Mateja Kazijskiego i trenera Radostina Stojczewa ze wspólnej pracy w najlepszym klubie świata włoskim Trentino Volley. Anastasi postawił na sprawdzonych zawodników w tej edycji Ligi Światowej. W wyjściowej szóstce również nie dokonał zmian w porównaniu z ostatnimi meczami rundy interkontynentalnej. Polacy rozpoczęli skoncentrowani i zmobilizowani ten niezwykle ważny pojedynek. Michał Ruciak sprawiał przyjmującym Bułgarów sporo kłopotów zagrywką. W defensywie szalał Krzysztof Ignaczak. Piłki podbijane przez popularnego "Igłę" pozwalały naszym na wyprowadzanie kontrataków, które kończyli Bartosz Kurek i Zbigniew Bartman. Dzięki temu mistrzowie Europy zyskali kilka punktów przewagi (9:5). Polacy ustrzegali się błędów, a niesieni dopingiem kibiców zasiadających w Ergo Arenie z minuty na minutę grali coraz lepiej. Niewiele do powiedzenia miał Kazijski, któremu nasi zawodnicy uprzykrzali życie, jak tylko mogli. Największe zagrożenie groziło ze strony Cwetana Sokołowa (7 pkt w pierwszym secie). "Biało-czerwoni" w pełni kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Pierwszego seta wygrali pewnie 25:20, a decydujący punkt zdobył Kurek atakiem z drugiej linii. Początek drugiej partii bardzo wyrównany. Żygadło, kiedy tylko miał okazję, uruchamiał środkowych Marcina Możdżonka i Piotra Nowakowskiego, a ci raczej nie zawodzili. Cały czas na dobrym poziomie, zwłaszcza w ataku, prezentował się Kurek. Po stronie Bułgarów w dalszym ciągu trudny do zatrzymania był Sokołow. Na pierwszej przerwie technicznej Polacy prowadzili 8:7, a na drugiej 16:14. Bułgarzy doprowadzili do remisu 18:18, kiedy blokiem zatrzymali atak Kurka. Zanosiło się na emocjonującą końcówkę i tak też było. Na skuteczne akcje Kurka czy Bartmana odpowiadał głównie Sokołow. Pierwsi piłkę setową mieli goście za sprawą nieudanego ataku Bartmana. Setbola Polakom nie udało się obronić, a ostatni punkt w tej partii zdobył Kazijski (25:23). Wygrany set wyraźnie dodał skrzydeł graczom Stojczewa. Od stanu 3:3 Bułgarzy zdobyli sześć punktów z rzędu. Po naszej stronie zawodził głównie atak, który był albo niecelny (Ruciak i Bartman) albo za słaby. Pomocną dłoń wyciągnął do "Biało-czerwonych" Andrej Żekow psując zagrywkę (9:4). Kolejnego błędu Bartmana Anastasi już nie wybaczył i zmienił atakującego. Nowego zawodnika Jastrzębskiego Węgla zastąpił Jakub Jarosz. Wtedy Bułgarzy prowadzili sześcioma punktami (14:8). Kazijski i spółka pilnowali bezpiecznej przewagi (16:10, 18:12). Inna sprawa, że Polacy im w tym pomagali, myląc się zdecydowanie za często w ataku. W efekcie siatkarze z Bałkanów "odskoczyli" na 22:12. Do końca partii "Biało-czerwoni" zdobyli jeszcze tylko dwa "oczka". W przerwie Anastasi mobilizował Polaków do walki. Słowa włoskiego szkoleniowca musiały podziałać, bo czwartego seta efektownym blokiem rozpoczął Bartman (w pojedynkę zatrzymał Kazijskiego). Później było jeszcze lepiej. W jednym ustawieniu "Biało-czerwoni" zdobyli cztery punkty (9:5), a w rolach głównych wystąpili Kurek i Bartman, któremu pomógł krótki pobyt na ławce rezerwowych. Za sprawą dobrej gry Polaków ożywili się też kibice. Doping się wzmagał, a każdy zdobyty punkt wywoływał wybuch radości. Polacy nie zwalniali tempa. Kurek posyłał na stronę Bułgarów potężne zagrywki, metamorfozę w ataku (w porównaniu z poprzednią partią) przeszli Bartman i Ruciak. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Druga przerwa techniczna odbyła się przy prowadzeniu Polaków 16:9. Krótki przestój w grze naszych siatkarzy sprawił, że Bułgarzy część strat odrobili (17:20). "Biało-czerwoni" na szczęście nie wypuścili szansy z rąk na doprowadzenie do tie breaka. Początek decydującego seta ułożył się po myśli mistrzów Europy 3:1, 6:2. W najbardziej odpowiednim momencie "zaskoczył" blok. Wreszcie został zatrzymany Sokołow, Kazijski również nie mógł przebić się przez "ścianę" ustawioną przez nasz zespół. Głównie dzięki znakomitej grze w tym elemencie "Biało-czerwoni" 11:4. Wtedy też kłopoty zdrowotne dopadły Bartmana, który na rękach kolegów opuścił boisko przy rzęsistych brawach kibiców. To zdarzenie wybiło z rytmu polskich siatkarzy. Pozwolili zbliżyć się przeciwnikowi na cztery punkty (11:7). Anastasi poprosił o czas, a w następnej akcji Kurek zaatakował nie do obrony. Kiedy na tablicy był wynik 12:8 wydawało się, że już nic nie jest w stanie odebrać Polakom zwycięstwa. Kolejne cztery punkty zdobyli jednak Bułgarzy (12:12), którzy ustawili szczelny blok na Kurka i zrobiło się nerwowo. Z opresji naszych wybawił Żekow posyłając zagrywkę w aut. Pierwszego meczbola (14:12) sprezentował nam Kazijski, który nie trafił w boisko z prawego skrzydła. Kolejna akcja padłu łupem Bułgarów, ale ten najważniejszy punkt zdobyli Polacy. Z krótkiej skutecznie zaatakował rezerwowy Grzegorz Kosok i zwycięstwo 3:2 stało się faktem. W drugim meczu grupy E Argentyna pokonała Włochy 3:1 i z kompletem punktów jest liderem. Robert Kopeć, Gdańsk Polska - Bułgaria 3:2 (25:20, 23:25, 14:25, 25:22, 15:13) Polska: Łukasz Żygadło, Bartosz Kurek, Marcin Możdżonek, Zbigniew Bartman, Michał Ruciak, Piotr Nowakowski, Krzysztof Ignaczak (libero) oraz Paweł Woicki, Michał Bąkiewicz, Jakub Jarosz, Michał Kubiak, Grzegorz Kosok Bułgaria: Andrej Żekow, Matej Kazijski, Wiktor Josifow, Teodor Todorow, Todor Aleksiew, Cwetan Sokołow, Vladislav Iwanow (libero) oraz Metodi Ananiew, Nikołaj Penchew, Hristo Cwetanow, Władimir Nikołow